Przeczytajcie poniższą treść moich zdarzeń we Francji, a zwłaszcza w Paryżu oraz na wyspie Reunion i oceńcie jak można nazwać postępowanie decydenckiego środowiska medycznego?

 

Gliwice, 23.03.2005r

Iwona Jasińska, Anna Jasińska, Baryłkiewicz Kazimierz

5 rue Valentin Hauy 62300 LENS FRANCJA

tel. 0033 3217070.. kom 0033 802717..
Jestem lekarzem medycyny i pracuję we Francji. Mój mąż Kazimierz z powodu krytycznej niedomykalności i zwapnienia zastawki aortalnej oraz stwierdzenia fizjologicznego braku jednego z płatków zastawki, miał przejść we Francji operację wymiany tej zastawki na sztuczną. W niemal ostatniej chwili dowiedziałam się o istnieniu Międzynarodowego Instytutu Zdrowia Piokal, w Gliwicach w Polsce, gdzie stosując nieinwazyjną terapię BEFT istnieje możliwość przywrócenia prawidłowej pracy zastawki i samoistnego usunięcia zwapnień. Po telefonicznej konsultacji z Profesorem Kazimierzem Piotrowiczem oraz lekarzem pracującym w gliwickim Instytucie zdecydowaliśmy się wszyscy na odbycie tej kuracji od dnia 11 marca 2005 do 23 marca 2005r.

Już po pierwszych czterech dniach kuracji mąż poczuł się dużo lepiej. Po czterech dniach pojechałam wraz mężem do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu na badania i o dziwo badania wykazały już tylko pierwszy stopień niedomykalności. Przed kuracją miał duże trudności z wejściem na pierwsze piętro. Po siedmiu dniach po schodach chodził swobodnie dowolną ilość razy. Po jedenastu dniach ponowiliśmy badania w tym samym miejscu, które nie tylko wykazały łagodny stan ale okazało się również, iż odnalazł się rzekomo brakujący płatek zastawki oraz pozostało tylko jedno niewielkie ognisko zwapnienia w prawym płatku.

Teraz operacja okazała się niepotrzebna.

Również ja, jak i moja 75 letnia mama uzyskaliśmy dużą poprawę stanu zdrowia. Przestał nas boleć kręgosłup i niemal całkowicie ustąpiły widoczne zmiany zwyrodnieniowe stawów rąk i stóp u mamy. Poprawił się nam również wzrok o 0,25 dioptrii na obydwu oczach. Całkowicie uregulowało się nadciśnienie u mamy.

Jako lekarz podczas pobytu brałam udział w badaniach pacjentów w Instytucie i obserwowałam ewidentną poprawę stanu zdrowia wszystkich chorych przebywających na kuracji. Dlatego natychmiast po powrocie do Francji podejmiemy działania celem rozpropagowania i wdrożenia tej metody, zwłaszcza, że powoduje ona bardzo doskonały i łagodny powrót do zdrowia we wszystkich przypadkach chorobowych, a zwłaszcza tych, w których medycyna konwencjonalna jest bezradna lub proponuje ostrą inwazyjną ingerencję. W związku z obserwowaniem tak dużych rezultatów kupiliśmy dwa materace BEFT.

Wielka szkoda, że polscy decydenci medycyny zamiast współpracować z Profesorem Piotrowiczem dla jak najlepszej poprawy zdrowia ludzi chorych, zwalczają go oraz Instytut, o czym przeczytałam w prasie.

Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej kuracji i polecamy ją ludziom, a zwłaszcza ciężko chorym. Wyrażamy zgodę na publikowanie tej opinii oraz dokumentacji medycznych.

Lekarz medycyny Iwona Jasińska

Anna Jasińska

Baryłkiewicz Kazimierz

 

Kilka miesięcy po wyjeździe z Instytutu zadzwoniła do mnie dr Jasińska i powiedziała, że na wyspie Reunion wystąpiła choroba zakaźna Chikungunya, którą roznoszą tamtejsze komary, a media we Francji donoszą, iż zgony są tam tak masowe, że firmy nie nadążają z produkcją trumien. Powiedziała mi, że skoro moja metoda tak bardzo wzmacnia układ odpornościowy człowieka to i w tym przypadku powinna pomóc tym chorym jak i wzmocnić organizmy zdrowych ludzi. Zapytała mnie czy mógłbym tam pojechać z materacami i pomóc tym ludziom. Gdy zgodziłem się tam pojechać, podała mi adres swojej znajomej lekarki na Reunion, którą uprzedziła o moim przyjeździe.

Ponieważ zatrudniałem w gliwickim Instytucie pracownicę, która ukończyła romanistykę, a ponadto przez pewien czas mieszkała we Francji i perfekcyjnie znała język francuski, zatem nadałem na bagaż trzy materace BEFTT i już po kilku dniach byliśmy na Reunion.

 

Na lotnisku wypożyczyłem samochód i najpierw pojechaliśmy do gubernatora tej wyspy. Okazało się, że ani gubernatora ani żadnej innej kompetentnej osoby nie było na wyspie. Sekretarka gubernatora powiedziała nam, że od chwili wybuchu epidemii wszyscy oni wraz z rodzinami przebywają w Paryżu ponieważ boją się epidemii. Pojechaliśmy więc do lekarki, której adres otrzymałem od doktor Jasińskiej. Ta przyjęła nas bardzo serdecznie. Gdy opowiedziałem jej na czym oparłem działanie tej metody, wówczas powiedziała, że skieruje do nas każdą ilość osób zakażonych chorobą, ponieważ aż 80% ludzi na wyspie jest zakażonych.

 

Jak powiedziała nam ta lekarka, chorobę tą potocznie nazywa się chorobą człowieka pochylonego. Polega ona na tym, że u chorych usztywnia się kręgosłup i z biegiem czasu chory coraz bardziej się pochyla. W końcu nie może się już poruszać, kładzie się do łóżka i choroba coraz bardziej skręca jego ciało aż w końcu chory umiera. Najszybciej umierają osoby, które mają słaby układ odpornościowy.

 

Na Reunion wynajęliśmy mieszkanie którego adres oraz nr telefonu, jaki zakupiłem na Reunion, podałem tej lekarce. Już na drugi dzień przyjechała do nas pani architekt, która dziesięć lat temu przeprowadziła się na wyspę Reunion z Paryża. Ponieważ była mocno pochylona, to aby nie upadła pomogłem jej położyć się na materacu. Po godzinie musiała opróżnić pęcherz, zatem sama powoli wstała i poszła do toalety, a następnie sama powoli położyła się na materac, czym była bardzo zaskoczona. Po następnych dwóch godzinach już swobodnie wstała i zaczęła podskakiwać mówiąc przy tym „och chyba pójdę na dyskotekę”… Widząc taką poprawę natychmiast zadzwoniła do lekarki u której się leczyła, a która ją do nas przysłała i opowiedziała jej o całym tym wydarzeniu. W następnym dniu rano przyszła do nas druga kobieta, którą także przysłała ta lekarka.

Poprawa u tej kobiety nastąpiła w podobnie szybki sposób jak u tej pierwszej. Zadzwoniła zatem do tej lekarki i opowiedziała jej co się stało i wyszła. Po jej wyjściu odczekaliśmy godzinę, a ponieważ kolejna osoba już się nie pojawiła, zatem pracownica moja zadzwoniła do tej lekarki aby zapytać się dlaczego nie przychodzą kolejne osoby. Niestety, od tej pory, pomimo wielu prób połączenia się z tą lekarką, nie odbierała już telefonu. Jedynie te dwie kobiety przez kolejne dwa dni przyszły by ponownie skorzystać z materaca. Gdy zapytałem je czy mówiły o tym innym zakażonym chikungunyą, których na wyspie tej było aż 80%, odpowiedziały, że mówiły ale każdy wzruszał ramionami i dziwnie się na nas patrzył…

 

Ponieważ przez kolejne dwa dni nikt się nie zgłosił, a była akurat niedziela, zatem pojechaliśmy na festyn, który odbywał się nad morzem. Obecnym na festynie ludziom zaczęliśmy opowiadać o uzyskiwanych rezultatach zachęcając ich do bezpłatnego skorzystania z tej terapii, i rzeczywiście ludzie ci spoglądali na nas i wzruszali ramionami nie wykazując tym zainteresowania. Gdy podkreślaliśmy, że choroba ta postępuje i potem może być za późno na ratunek, wówczas mówili mniej więcej w ten sposób; „jestem zakażony, i co z tego, przecież żyję”. W poniedziałek pojechaliśmy do miejskiego szpitala i poprosiliśmy o rozmowę z dyrektorem. Dyrektor zszedł do nas i powiedzieliśmy mu o uzyskanych wynikach u osób zakażonych chikungunyą, o metodzie i na czym ją oparłem, a także dlaczego uzyskuje się takie wyniki. Jednak on również nie wykazał tym zainteresowania, pomimo, że mój wywód uznał za logiczny. Ponownie pojechaliśmy więc do gabinetu gubernatora próbując tam nawiązać z kimś kontakt. Przy okazji opowiedziałem o metodzie zwalczania komarów jaką opracowałem, a która powoduje, że tak komary jak i meszki samoistnie zlatują się w jedno miejsce w którym giną. (Oddzielny opis jak można tego samemu dokonać, znajdziecie na tej stronie w oddzielnym rozdziale, a także kopię patentu jaki uzyskałem na ochronę tej metody). Sekretarka zaproponowała abym napisał pismo do gubernatora i pozostawił w sekretariacie, a gdy gubernator wróci z Paryża wówczas mu je wręczy. Tak też zrobiłem, lecz nigdy nie otrzymałem odpowiedzi.

 

Ponieważ koszty tej wyprawy przekroczyły 24 tysiące złotych, zatem postanowiłem wrócić do Polski. Przesiadkę mieliśmy na lotnisku w Paryżu, zatem tak zaplanowałem powrotną podróż aby być w Paryżu kilka dni i w tym czasie pojechać do Ministerstwa Zdrowia w Paryżu by przedstawić obie te metody. Na recepcji w Ministerstwie połączono moją pracownicę z sekretarką Dyrektora Departamentu Ochrony Zdrowia. Gdy pracownica powiedziała w jakiej sprawie przyjechaliśmy, połączono ją z dyrektorką. Dyrektorka wysłuchała całej relacji z pobytu na Reunion, a także przekazaliśmy jej nr telefonu lekarki, która skierowała do nas te dwie chore osoby. Jednak dyrektorka nie zaprosiła nas do siebie lecz powiedziała; „proszę wykonać badania naukowe na Reunion na większej populacji ludzi i przysłać nam te wyniki i odłożyła słuchawkę. Na tym skończyła się nasza przygoda na Reunion i w Paryżu.

 

Dyrektorkę nie interesowało to, że tak ludziom chorym jak i zdrowym potrzebna jest natychmiastowa pomoc, do czego mówiłem jej byłem przygotowany. Nie wiem czy dyrektorka ta była lekarzem, ale jej bezduszny sposób wobec chorych na to wskazywał, ponieważ głównie z takim podejściem spotykam się przez 22 lata gdy kieruję się z tą metodą do lekarzy. Owszem pewna część lekarzy natychmiast wykazuje zainteresowanie moimi metodami, ale gdy próbują zainteresować tym decydencki świat medyczny (profesorów medycyny) natychmiast spotykają się z murem nie do przebicia. Osoby którym o tym opowiadam mówią, iż dowodzi to, że decydenckie środowisko medyczne jest organizacją zbrodniczą i medycyna konwencjonalna dawno powinna być pozbawiona prawa do monopolu w leczeniu chorych, bo tylko wówczas inne metody leczenia, a zwłaszcza zapobiegania chorobom będą mogły dotrzeć do społeczeństw. Prześlijcie mi informacje jakie jest w tym wasze zdanie.

 

Po ośmiu miesiącach od powrotu z Reunion, zadzwoniła do mnie pani architekt, która skorzystała na wyspie z mojej metody i poinformowała mnie, że objawy choroby znowuż zaczynają jej wracać.

Zastanówcie się teraz nad tym, jak bardzo zdominowana jest ludzka psychika. Kobieta ta skorzystała z materaca trzykrotnie, łącznie leżała na nim niecałe dziewięć godzin. Materaca nie kupiła i nie korzystała z niego systematycznie lub co pewien czas. Czego zatem oczekiwała? CUDU!!! Zdarzało się, że ludzie z tak zdominowaną psychiką pytali się czy ta poprawa zdrowia pozostanie im na zawsze? Czego zatem w swej podświadomości ludzie oczekują? NIEŚMIERTELNOŚCI, którą różne religie wpajają w ich psychikę!

 

Chikungunya do dziś występuje nie tylko na wyspie Reunion, wprawdzie już nie tak masowo, ponieważ osoby z najsłabszym układem odpornościowym poumierały. Jednak nadal żadna klinika czy też decydenci medycyny nie wykazały moją metodą zainteresowania. Jedyne czego doświadczyłem to coraz większą agresję wobec mnie, gliwickiego Instytutu i pracujących w nim lekarzy. Do ochrony tych nieludzkich monopolistycznych interesów dr Maciej Hamankiewicz obecnie Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej zaprzągł prawo, a ponieważ w każdym zawodzie można znaleźć podłego człowieka, zatem Sędzina Sądu Rejonowego zmanipulowała dochodzenie, jawnie współpracując podczas rozpraw z dr Hamankiewiczem, który wystąpił przeciwko mnie z oskarżenia prywatnego. Sędzina ta odmawiała przesłuchiwania świadków, gdy tylko ci zaczynali mówić o uzyskiwanych rewelacyjnych efektach. Wydała na mnie wyrok skazujący, rok więzienia za pomawianie lekarzy i podważanie do nich zaufania ludzi oraz pół roku więzienia za publikowanie informacji, iż Śląska Izba Lekarska jest organizacją mafijną i gangsterską, pomimo, że nie ja to napisałem lecz lekarz, który u mnie pracował i do czego przyznał się podczas przesłuchiwania go przez sąd. Aby uniemożliwić mi odwołanie się od tego wyroku, sędzina złagodziła wyrok na jeden rok oraz zawiesiła wykonanie wyroku na okres trzech lat. Łagodząc w ten sposób karę, uniemożliwiła mi odwołanie się od tego wyroku. Niestety, nie wynająłem adwokata, ponieważ dowody i świadków jakich przedstawiałem na rozprawie ewidentnie obalały to oskarżenie. Byłem przekonany, ze sąd po przesłuchaniu świadków oddali to oskarżenie. Okazuje się, że publikowane w mediach informacje o swawolności i bezkarności, na szczęście tylko niektórych sędziów, są prawdziwe. Dlatego nad niezawisłością sędziów powinny istnieć niezależne kontrole społeczne. Na szczęście, postępują tak tylko niektórzy sędziowie. Osoby słabe, a zwłaszcza słabego zdrowia zawsze będą bezsilne wobec prawa.

A może o to właśnie chodzi aby osoby słabe poumierały, bo takie informacje także są czasami publikowane w mediach? Należy jednak wiedzieć, że ten kto dziś ma bardzo silny organizm, gdy lekarz zaserwuje mu niewłaściwe i agresywne leki, jutro może być zaklasyfikowany do tych najsłabszych…

 

Znowuż przytoczę tu opinię profesora Zbigniewa Religi, który ogłosił, że podczas strajków gdy lekarze nie leczyli ludzi, śmiertelność w Polsce zmniejszyła się o 30%, co w skali roku wynosi 150000 zgonów!!! Tak samo było i w innych krajach jak na Malcie, Słowenii czy Izraelu, gdy lekarze również strajkowali żądając podwyżek płac.

 

Sposób postępowania gro środowiska profesorskiego oraz zniewolone przez nich prawo wskazuje jak gdyby byli oni Neronami naszych czasów, a chorzy ich bezwolnymi poddanymi. Również prawo – chyba każdego kraju, toleruje swego rodzaju „śmiertelne masowe wybryki medycyny”, a udowadniam to w innych rozdziałach na tej stronie internetowej opisując zdarzenia nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach.

 

Przypomnę, że gdy lekarze w Polsce strajkowali i długi czas nie leczyli chorych, to Profesor Zbigniew Religa, który był wówczas Ministrem Zdrowia ogłosił w TVP w Wiadomościach, że w tym czasie śmiertelność ludzi zmniejszyła się o 30%!!! Media jednak poza tą jedyną informacją profesora Religi jaką podano w Wiadomościach TVP, nie nagłośniły należycie tej informacji, a zwłaszcza, że w skali roku ten tragiczny bilans wynosi około sto pięćdziesiąt tysięcy zgonów.

 

Niestety w żadnym z tych krajach nie zainteresował się tym zjawiskiem żaden prokurator, sąd ani też rząd, czy też jakakolwiek partia polityczna.

Czy nie jest zatem prawdziwe starohinduskie przysłowie, które mówi że „jeśli nie możesz zostać królem, zostań lekarzem”?

 

Czy pacjenci którzy się u mnie leczyli, widząc tą agresję decydenckiego środowiska medycznego wobec mnie i określali ją medycznymi zbrodniami wymierzonymi przeciwko ludzkości, mieli rację?

 

Gdy wróciłem z Reunion, zadzwoniła do mnie dr Jasińska i zaprosiła mnie na konferencją naukową do Paryża w Hotelu Nowotel, na której będzie prezentowany różny nowoczesny sprzęt medyczny i metody leczenia. Powiedziała, iż opowiedziała o sukcesach mojej metody dwóm profesorom medycyny i ci prosili abym przyjechał na tą konferencję i zaprezentował ją. Zrozumiałym jest, że natychmiast zgodziłem się tam pojechać.

 

Mam przykre doświadczenia agresji środowiska medycznego wobec mnie w innych miejscach. Aby więc już na wstępie nie dopuścić lekarzy do wątpliwości w uzyskiwane efekty, w ślad za którymi uaktywnia się ich agresja, zawsze wożę ze sobą materace BEFTT. Po ich ułożeniu proszę aby osoby będące na sali, które mają problemy zdrowotne położyły się na materacach i wykonały autodiagnozę, a równocześnie oceniły ich skuteczność i wartość. Podczas autodiagnozy przedstawiam teorie na jakich oparłem moje metody oraz sposób w jaki do nich dochodziłem.

 

Po zakończeniu wstępu organizatora konferencji, podjęto decyzję abym najpierw ja zaprezentował moją metodę.

Na materacach zaczęły kolejno kłaść się osoby z sali. Już po kilkunastu minutach leżenia zaczęli oni mówić euforystycznie o swoich odczuciach, a niektórzy o ustąpieniu długoletnich bóli. Po kilku godzinach moich prezentacji połączonych z wykładami, w pewnym momencie organizator tej konferencji powiedział; „za chwilę skończy się czas przewidziany na konferencję, a nikt inny jeszcze nie przedstawił swoich opracowań”… Wtedy z sali odezwały się osoby mówiąc; „wobec rewelacji jakie tu widzimy, nie ma sensu prezentować naszych prac naukowych”…

 

Wyobraźcie sobie, że po pewnym czasie dr Jasińska powiedziała mi, że profesorzy ci wycofali się z promocji tej metody, a ją oskarżono, że zastosowała moją metodę na swojej chorej córce, pomimo, że metoda ta nie posiada certyfikatu medycznego…

 

Do dnia dzisiejszego nikt z decyzyjnych gremiów naukowych, nie tylko z Polski, ale także między innymi ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii, Izraela i większości krajów europejskich, w których prezentowałem moją metodę, nie zadeklarował się, że wdroży tą metodę do leczenia chorych ludzi, a tym bardziej do zapobiegania chorobom.

 

Jedyne co uzyskałem to zainteresowanie naukowców i lekarzy Białorusi. Nasza wieloletnia współpraca zaowocował tym, że Białoruska Akademia Nauk dwukrotnie przydzielała granty na badania i wdrożenie tam mojej metody. Ponadto Międzynarodowa Akademia Informacyjnych technologii, która podjęła za mną współpracę, nadawała mi kolejno wszystkie stopnie naukowe, włącznie z trzystopniową profesurą w zakresie Medycznych Technologii Informacyjnych, które poza tą Akademią mają status tytułów honorowych.

 

Wyobraźcie sobie co by się to stało gdybym w Polsce Ameryce, Niemczech i innych krajach, które szczycą się wysoko rozwiniętą medycyną, zaczął prezentować moje metody na konferencjach naukowych, przecież tym samym było by to równoznaczne z podważaniem i obalaniem wielu ugruntowanych nauk medycznych…

Czy nie należało zawczasu unieszkodliwić mnie i nie dopuścić moich metod, które bezspornie obaliły by te nauki i wynikające z nich biznesy?

W innym rozdziale opiszę zamachy na moje życie.

 

Wiem, wiem co teraz myślicie; czy jest to możliwe, aby w tak dobrze zgranej paczce pod przewodnictwem IZBY LEKARSKIEJ nie znalazł się ani jeden uczciwy lekarz, który przeciwstawił by się tym draństwom? A tak, znalazło się kilkudziesięciu takich lekarzy, w tym i profesorów medycyny, między innymi prof. Juliusz Aleksandrowicz, prof. Andrzej Danysz, prof. Zbigniew Religa i inni. Ale cóż z tego? W rozmowie z niektórymi z nich, kilku określiło decydenckie środowisko medyczne w następujący sposób; „I Herkules dupa, gdy narodu kupa”…

 

Gro lekarzy nie tylko nie chce obalać jednowładczego systemu Izby Lekarskiej lecz nawet potulnie płacą comiesięczne składki za przynależność do tej Izby, które w sumie stanowią ponad sześć milinów zł miesięcznie. Lekarze mają z tego określone korzyści. Wiadomo, że w każdym zawodzie istnieje ryzyko zawodowe, które w zawodzie lekarza jest szczególnie duże (a zupełnie niepotrzebnie). Dlaczego? Ponieważ lekarzy, a zwłaszcza pediatrów niejednokrotnie porównuje się do weterynarza, któremu zwierzę nic nie powie o swojej chorobie… Czym zatem są dzisiejsi ludzie? Obrazuje to film p.t: Planeta małp.

 

Nie ma żadnej wątpliwości, że medycyna instrumentalno, farmakologiczno, transplantacyjna poczyniła ogromne postępy. Dlaczego zatem ilość chorób nie maleje lecz wzrasta? Ponieważ można to tak określić, że lekarze leczą „małpoludy”, a nie ludzi którzy choć fizycznie dawno zeszli z drzew, to jednak ich psychika nadal skacze po drzewach.

Widząc tak nikłą wiedzę ludzi o swoim organizmie i ich często wręcz absurdalnym postępowaniu samozachowawczym wobec swego organizmu, podczas kampanii na Urząd Prezydenta Polski w 1995 roku, w której byłem kandydatem na ten Urząd, mocno podkreślałem, że w szkołach na każdym szczeblu nauczania powinno nauczać się, co to jest komunikacja komórkowa, w jaki sposób rozpoznawać pierwsze symptomy jej zakłóceń oraz jak cofać je w przedwstępnych fazach choroby, a wówczas choroby staną się rzadkością. Podkreślałem, że ludzki organizm nie jest głupszy od komputera i tak jak uczymy się obsługi komputerów, powinniśmy uczyć się co to jest układ biochemiczny, nerwowy, receptory i ich zależności w funkcjonowaniu organizmu, a przede wszystkim rzetelnej obsługi tego systemu.

Z tego powodu już w 1995 roku przemysł farmakologiczno medyczny uznały mnie za wroga, którego trzeba jak najszybciej unieszkodliwić. Jak bowiem można sprzedawać światłym ludziom, masę, często nieskutecznych, a nawet szkodliwych leków? Jeśli tej świadomości ludzie nie posiądą, to można im wtrynić wszystko, ludzie to zażyją…! Niejednokrotnie słyszałem jak ludzie mówili; wypiję mocz i zjem gówno, byleby mnie przestało boleć…”. (Przeczytajcie rozdział „Uwaga ból!)

Były czasy, że lekarze oficjalnie podpisywali umowę na sprzedaż leków z firmami farmaceutycznymi i wówczas bez względu na to na co pacjent chorował otrzymywał receptę na taki sam lek!!! Odsyłam ponownie do zapoznania się ze skutkami takiego leczenia, które ogłosił prof. Zbigniew Religa będąc Ministrem Zdrowia.

Czyżby zatem szantaż decydenckiego środowiska medycznego nad lekarzami, a tym samym nad całą ludzkością wskazuje na to, że środowiskiem tym rządzą bliżej nieokreśleni „KOSMICI”, których celem jest unicestwienie ludzkości?…

 

Cóż z tego, że próbowałem nagłośnić ten odwieczny problem nieefektywnego lecznictwa kandydując na Urząd Prezydenta Polski, gdy nieuczciwi dziennikarze w zamian za kasę z reklamy leków i nowinek medycznych, które napędzają mediom koniunkturę oglądalności zbyt rzadko spełnianymi obietnicami, zaprzedali społeczeństwo i nadal je zaprzedają pomagając umocnić ten jednowładczy system medycyny, jak na ironię nazywany medycyną konwencjonalną, przedstawiając mnie jako tzw. „folklor polityczny”. Tyle tylko, że ten „folklor polityczny” okazał się na tyle mądry, że nie mając wykształcenia medycznego uzupełnił medyczne metody leczenia o najbardziej istotne przyczyny chorób jakimi są zakłócenia w wymianie informacji zawartych równocześnie we komórkach z obwodowym, peryferyjnym i centralnym układem nerwowym, a na który to pomysł żaden naukowiec dotychczas nie wpadł.

Ponadto zebrałem niemal 170000 podpisów pod moją kandydaturą. Potrzeba było tylko 100000, zatem prosiłem zbierających podpisy aby już więcej nie zbierali.

Byłem zapraszany do wielu krajów na świecie, gdzie prezentowałem moje metody leczenia, również w gremiach medycznych. Zapoznajcie się z rozdziałem pt. „Dlaczego w 1995 roku kandydowałem na Urząd Prezydenta Polski”. Dowiecie się, że już wtedy przewidziałem co stanie się z Polską gospodarką, a gdy porównacie te moje relacje do faktów dnia dzisiejszego, przekonacie się, że gdyby udało się zrealizować moje postulaty z 1995 roku w lecznictwie oraz moje propozycje gospodarcze, wówczas rzeczywiście byli byśmy „drugą Japonią” jak to wówczas mawiał Lech Wałęsa.

Proponowałem wówczas aby majątek narodowy sprywatyzował naród, lecz nie jako iluzoryczny majątek społeczny, jak to było do tej pory, lecz oficjalnie przekazany na indywidualne konto każdego obywatela. Majątek ten byłby startem w działalności Obywatelskiego Funduszu Inwestycyjnego (OFI).  Wartość tego majątku szacowany był wówczas na 200 000 $ przypadające na każdego obywatela! Wszelkie działania gospodarcze byłyby oznakowane symbolem OFI, które inwestowało by ten majątek i pomnażało, a zyski dopisywało do indywidualnych kont każdego właściciela. Polacy nie wyjeżdżali by wówczas z kraju za chlebem, lecz wracali by do Polski.

Wskazywałem też jak postąpić aby lekarze pracując znacznie mniej, zarabiali kilkakrotnie więcej. Zawsze podkreślam, że lekarze byli, są i zawsze będą nam potrzebni, bez względu na to jaką wiedzę i umiejętności byśmy posiadali.

Pisałem też, w jaki sposób postąpić aby każdy uczeń i student z całą mocą dążyli do uzyskania jak najwyższego wykształcenia. Proponowałem, że każdy po zakończeniu nauki otrzymywał by premię, w takiej wysokości jakie uzyskali wykształcenie, a która to premia była by startem w jego dorosłe życie. Obliczyłem, że równowartość premii za najwyższe wykształcenie wynosiła by wartość własnościowego mieszkania wraz z umeblowaniem.

Pisałem także, że należy ZUS dołączyć do OFI, a część uzyskiwanego dochodu z tego majątku przeznaczać na renty i emerytury. Dzięki temu nie tylko nie powstał by kryzys w wypłatach rent oraz emerytur, lecz samoistnie by się one zwiększały. Oczywiście zebrana suma podlegała by prawu spadkowemu. A co najważniejsze, to wykluczyli byśmy wpływ polityków na wysokość rent i emerytur!

Prof. dr. Kazimierz Piotrowicz