POLSKA MEDYCYNA W AMERYCE!
Nowa nauka, której efekty graniczą z science fiction
Na zdjęciu: Z lewej Sccott Gonagle główny trener na Uniwersytecie Medycyny Sportowej i Sportu w Miami na Florydzie. W środku prof. Kazimierz Piotrowicz. Z prawej Kevin O’Neil, główny trener Klubu futbolu Delphins w Miami na Florydzie.
Stany Zjednoczone zawsze przodują w postępie nauk medycznych. Tym razem jednak tak się nie stało. To właśnie z Polski wywodzi się myśl, której efekty wprowadzają w zdumienie najwybitniejszych lekarzy, trenerów i sportowców w USA.
Czołowi zawodnicy futbolu, którzy ulegali kontuzji, leczeni byli przez wiele miesięcy, pomimo to nie odzyskali sprawności. Mogli jednak powrócić na boiska dzięki zastosowaniu metody regulacji komunikacji komórkowych, która odbywa się poprzez leżenie na specjalnie w tym celu zaprojektowanych łóżkach, opracowanych przez prof. dr Kazimierza Piotrowicza, prezesa Międzynarodowego Instytutu Zdrowia w Gliwicach. (W USA ze względu na wagę zawodników futbolu produkowane były jako wkłady do łóżek, które w Polsce produkowałem jako materace BEFTT.)
Najpierw metodę tę zastosowali zawodnicy drużyny Dolphins na Florydzie, nazywanej w Stanach Zjednoczonych „Drużyną Wszechczasów Ameryki”, (znajduje się tam jedyne w USA muzeum futbolu amerykańskiego). O tych łóżkach dowiedział się główny trener najbardziej elitarnego na świecie Uniwersytetu Sportu i Medycyny Sportowej w Miami na Florydzie – Scott Mc Gonagle i natychmiast nabył je dla sportowców tego Uniwersytetu.
Gdy informacja o wynikach rehabilitacji dotarła do trenerów innych drużyn, natychmiast nabyli te łóżka dla swych zawodników. Zawodnicy i trenerzy nazwali je „RejuvaBed”, czyli „Cudowne Łóżko” i pod taką nazwą łóżko to jest tam znane od 2001 roku.
Jeden z poważnie kontuzjowanych zawodników wiele miesięcy nie mógł uczestniczyć w grze, ponieważ podczas meczu pękła mu kość wzdłuż dużego palca nogi. Nie był w stanie nawet kopnąć piłki. Żadne zabiegi i operacje nie skutkowały. Po przespaniu kilkunastu nocy na łóżku powrócił na boisko! Wówczas główny trener drużyny Dolphins, Kevin O’Neill, postanowił zastosować je u innych kontuzjowanych zawodników, a potem w celu poprawy kondycji fizycznej u pozostałych. Tak rozpoczęła się kariera „Cudownego Łóżka” w Ameryce.
Wywiad mgr fizyki, specjalisty fizyki medycznej, Małgorzaty Maciążek, z prof. dr Kazimierzem Piotrowiczem, twórcą pierwszej na świecie praktycznej metody uaktywniania autoregulacji organizmu przy pomocy komunikacji komórkowych.
M.M. Nigdy nie sądziłam, że szczęśliwy los pozwoli mi śledzić efekty terapii, której rezultaty, bardziej graniczą z fantastyką, niż znanymi dotychczas sposobami leczenia i bardzo Panu Profesorowi za to dziękuję. Jako specjalista z zakresu fizyki medycznej jestem zafascynowana tymi wynikami.
Jak to się stało, że Pana łóżka znalazły się w USA?
K.P. Amerykanie to mądry naród, a każdy mądry człowiek, gdy słyszy o niewiarygodnych odkryciach nie wyszydza ich, lecz najpierw je sprawdza, zwłaszcza w dobie tak ogromnie szybkiego postępu nauk i wynalazków. Amerykanie jeżdżą po całym świecie, obserwują różne odkrycia, sprawdzają je i zapraszają do współpracy ich twórców, dlatego wciąż przodują na świecie. Potwierdzeniem tego jest również fakt, że każdy mój wniosek patentowy składany równocześnie do wielu krajów, najszybciej uzyskuje ochronę w Stanach Zjednoczonych, a dopiero potem w innych państwach. Zauważyłem, że kolejność ta zachowana jest w zależności od stanu rozwoju technicznego danego kraju. Najdłużej na ochronę czeka się w Polsce!!!
Najpierw zakupiono u mnie 50 łóżek w celu przetestowania ich w klubach sportowych, a następnie podpisano ze mną umowę na dostawę kolejnych. Następnie, wspólnie otworzyliśmy firmę w Teksasie i teraz łóżka, które na razie przeznaczamy dla sportowców, są produkowane w USA. Łóżka te są bardzo solidnie wykonane, ponieważ niektórzy zawodnicy ważą nawet 160 kilogramów, a muszę Pani powiedzieć, że zbyt delikatnie na nich się nie kładą.
Gdy przebywałem pośród nich i dotykałem ich potężnych mięśni, miałem wrażenie, że są ze stali, a pomimo to ulegają tak wielu kontuzjom.
M.M. Czy jeździ Pan do USA na konsultacje?
K.P. W Stanach byłem kilka razy. Nie mam potrzeby, aby tam często jeździć, ponieważ moją metodą zajmują się wybitni naukowcy i lekarze. Pozostałe konsultacje prowadzimy telefonicznie lub e-mail.
M.M. Jakie są wrażenia zawodników stosujących Pana metodę i czy są z niej zadowoleni? Ile takie łóżko kosztuje w USA?
K.P. Podczas pierwszej wizyty w USA, sfinansowano nam podróż i cały pobyt. Pokazano wiele ciekawych miejsc, m.in. pokazano całą Florydę, Los Angeles, Las Vegas, w ogóle miło nas przyjęto.
Łóżko wraz z wkładem kosztuje tam sześć tysięcy dolarów, a sam wkład cztery tysiące dolarów (w Polsce są zdecydowanie tańsze). Natomiast o ich zadowoleniu i uzyskiwanych efektach niech zaświadczą relacje zawodników i trenerów.
Główny trener drużyny Delfinów, O’Neill, po przetestowaniu pierwszego łóżka stwierdził: „Nie mamy nic przeciwko temu, aby być pierwszymi”. Tuż przed zgrupowaniem drużyny w 2002 roku, zafascynowany uzyskanymi wynikami, opowiedział w jaki sposób przymierzają się do użycia „Cudownego Łóżka” w leczeniu urazów w sezonie 2002.
„W ubiegłym roku zaczynaliśmy od jednego łóżka, ale w krótkim czasie zaczęliśmy używać sześciu, czy siedmiu, osiągając wspaniałe rezultaty. Barki, kolana, cokolwiek by się nie wymieniło, mógłbym omawiać każdy przypadek z osobna, ale wniosek jest jeden. Nie najlepiej dzieje się teraz w NFL, włącznie z tymi wszystkimi cięciami funduszy na wynagrodzenia, jednak we wszystko co przyśpiesza powrót zawodnika do zdrowia i do gry warto zainwestować, gdyż może dać to przewagę nad innymi drużynami. Nie mamy absolutnie nic przeciwko temu, aby być pierwszymi, którzy tę przewagę wykorzystają. Szczerze mówiąc, jest to coś, czemu powinien się przyjrzeć każdy, kto chce, aby jego drużyna uzyskała taką przewagę i utrzymywała ją w przyszłości.
OBROŃCA DELFINÓW, MARK DIXON, OZNAJMIŁ: „NIE BĘDĘ SPAŁ NA INNYM ŁÓŻKU”.
„Nie ulega wątpliwości, że spanie na tym łóżku, pozwoliło mi na dalszą kontynuację mojej kariery” – stwierdził krótko Mark Dixon, obrońca drużyny Delfinów.
„Wiem jak wiele futbol amerykański znaczy w życiu kolegów i moim, a tu nagle z powodu trwałej kontuzji pojawia się konieczność odejścia. Tak, tak właśnie mi powiedziano. Dla mnie to miał być koniec futbolu. Chciałbym, aby wszyscy w drużynie zdali sobie sprawę z tego, że to, czego pragnąłem jako mały chłopak, co osiągnąłem, a co praktycznie zostało mi odebrane, nagle zostało mi oddane Z POWROTEM, kontynuował Mark. Teraz wierzę, że dzięki temu jesteśmy w stanie zdobyć superpuchar. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.”
Mark Dickson, środkowy obrońca Delfinów, opowiedział, co przytrafiło mu się przed sezonem 2001.
Po 12 przebytych operacjach, w tym kilku na kręgosłupie, każdy z lekarzy, do których zwracał się o pomoc, tłumaczył mu, że jego niezdolność do gry z powodu bólu, jest nieodwracalna. Mówiono mu także, że nie można już nic dla niego zrobić, nawet drogą kolejnych operacji.
Mark zaczął sypiać na „Cudownym Łóżku” i w ciągu trzech tygodni odrzucił wszystkie gorsety, zaczął chodzić na siłownię, a potem rozpoczął swój normalny trening. Uderzał silniej niż kiedykolwiek w życiu, a jego bloki nie były już okupione bólem.
„Wierzę bez najmniejszych zastrzeżeń, że łóżka te mogą mieć wielki wpływ na naszą drużynę. Do tego wszystko co trzeba zrobić, to po prostu na nim spać. Przecież wszyscy musimy spać. Dlatego zaraz powiedziałem kolegom z drużyny, „Słuchajcie! Ludzie, niech każdy z was sprawi sobie takie łóżko. Proszę was.”
Tim Ruddy, weteran grający w drużynie Delfinów od dziewięciu lat, zawodnik środka pola, stwierdził „jest koniec sezonu, a ja czuję się jak nowo narodzony”. Miał on swoje własne, niesamowite przeżycia z „Cudownym Łóżkiem”. „W szóstym tygodniu sezonu, zaczynałem jak zwykle czuć się zmęczony, co zresztą zdarza mi się od dobrych kilku lat, i kiedy właśnie zaczynaliśmy kombinować jak temu zaradzić, podwichnąłem sobie łękotkę w lewym kolanie… No to pięknie pomyślałem sobie, jeszcze tego mi brakowało. Dodatkowo do uczucia zmęczenia dołączył ból i ograniczony zakres ruchu. Wszystko rysowało się w czarnych kolorach, tym bardziej, że był dopiero środek sezonu.”
Oczy Rudy’ego wyraźnie rozbłysły kiedy zaczął opowiadać o „Cudownym Łóżku”.
„Trenerzy wstawili mi łóżko do domu, a ja zacząłem używać go co noc. W ciągu 2-3 dni, ból kolana USTĄPIŁ CAŁKOWICIE. Zresztą ustąpił nie tylko ból – odzyskałem prawie całkowicie pełen zakres ruchów. To naprawdę mnie zastanowiło. Doszedłem do wniosku, że jeżeli o mnie chodzi, to łóżka tego już nie oddam i używałem go do końca sezonu, spędzając na nim każdą noc w domu.”
„Kiedy zbliża się koniec sezonu i czas dogrywek, czuję się praktycznie jak żywy trup. Myślę, że bardzo wielu graczy NFL ma bardzo podobne doznania. Używając łóżka przez cały czas, kiedy rozpoczęły się dogrywki, zauważyłem, że przestaję się czuć po każdym meczu, jak rozjechany przez pociąg. Nawet pomimo rozmiękania kości, na które cierpię, moje kolana były naprawdę w porządku. Doskonale trzymałem się na nogach i świetnie blokowałem.
Z mojego punktu widzenia, „Cudowne Łóżko” wydłużyło moją karierę, dzięki znacznemu przyśpieszeniu mojej cotygodniowej pomeczowej rekonwalescencji. Nie widzę powodu, dlaczego nie miałoby w taki sam sposób pomagać innym sportowcom, szczególnie tym grającym w NFL”.
K.P. Choć relacje tych zawodników kojarzą się z cudem, cudem jednak nie są. Jest to rzetelna wiedza zachowawczo-adaptacyjna oparta nie tylko na biochemicznych, biofizycznych i bioenergetycznych zjawiskach, lecz także uzupełniona o zjawiska zachodzące w kosmosie.
Wszyscy wiemy, ale tak naprawdę na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, że żyjemy na statku kosmicznym o nazwie Ziemia, która jest w ustawicznym ruchu. Obraca się ona wokół osi z szybkością około 1666 km na godzinę, względem słońca 300 000 km na godzinę, a względem galaktyk przemieszcza się z jeszcze większą prędkością. Galaktyki oddalają się od siebie z szybkością około miliona km na godzinę i szybkość ta ulega ciągłym przyśpieszeniom. Z każdą sekundą, znajdujemy się więc wciąż w innym miejscu kosmosu. Nasz organizm musi się zatem nieustannie dostosowywać do tych ciągłych zmian. Nasze procesy adaptacyjne, muszą być w ciągłym pogotowiu. Ten, kto osłabia lub traci zdolności adaptacyjne, wypada z gry o zdrowie i długie życie. Z kolei przenosząc swe błędy adaptacyjne na następne pokolenie, skazuje swoje własne dzieci na cierpienia, choroby i znacznie szybszą śmierć. Przyroda tak skomponowała człowieka, aby spełniał zamierzone funkcje i nie zna ona pojęcia litości. Osobniki słabe są przez przyrodę eliminowane, by nie płodziły coraz bardziej ułomnego potomstwa i nie zagrażały przetrwaniu gatunkowi ludzkiemu.
M.M A czy polscy sportowcy korzystają z Pana łóżka?
K.P. Niestety nie. Swego czasu zadzwoniłem z tą propozycją do klubu Górnika Zabrze. Rozmawiałem na ten temat z panem Edwardem Lorenzem i zaproponowałem taką formę regeneracji piłkarzy w naszym Instytucie, ale jakoś nie doszło do naszego spotkania. Zresztą nie dziwię się temu. W Polsce środowisko medyczne, wspomagane niektórymi mediami, wytworzyło w sporej części społeczeństwa przekonanie, iż jestem człowiekiem niepoważnym ponieważ skutecznie leczę chorych i udowadniam, że choroby, które lekarze uznają za nieuleczalne i genetyczne można skutecznie leczyć. Mają w tym swój konkretny cel: niedopuszczenie do rozwoju Instytutu, którym kieruję. Orientują się doskonale w rezultatach uzyskiwanych metodą BEFTT. Nawet ludzie znani z pierwszych stron gazet, także profesorzy i lekarze, pomimo iż korzystali z mojej terapii, a nawet kupili sobie materac, nie mówią o tym głośno. Jest to niepowetowana strata dla polskiego sportu, nauki, gospodarki, a przede wszystkim dla dobra zdrowia całego społeczeństwa. Ponownie potwierdza się, że nie można zostać „prorokiem” pośród swoich. Rozgłos we własnym kraju, trzeba zdobyć za granicą. Zanim jednak uda się komukolwiek przebić przez zawiść i wrogość medycznego środowiska decydenckiego, ileż nieszczęść i ofiar pochłaniają kłamstwa osób zainteresowanych utrzymaniem starego porządku? Jak okrutna podłość i bezwzględność tkwi, szczególnie w tych osobach, którym społeczeństwo zawierzyło to, co dla niego najcenniejsze, nasze zdrowie i życie.
M.M. Medycyna potrafi utrzymać przy życiu osoby słabe, a nawet bardzo ułomne.
K.P. Jednak jest to raczej wegetacja niż normalne życie. Niejednokrotnie podkreślam fakt, że medycyna ratunkowa jest doskonała i ona przoduje w rozwoju lecznictwa. W przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia, to dzięki niej, wiele osób przeżywa. Nie można jednak tych samych metod przenosić na leczenie chorób postępujących, które są powodem aż około 90% wszystkich chorób, ponieważ wtedy nie jest to już pomoc, lecz biznes. Człowieka od zwierzęcia różni to, iż nie powinien pozostawiać na pastwę losu osób starszych i ułomnych. A jaka jest rzeczywistość? Jakie życie mają dziś takie osoby? Teraz dzięki mojej metodzie nie musi ono być aż tak straszne! Jeśli ktoś twierdzi, że cierpienia uszlachetniają, to jest on bardzo obłudnym człowiekiem, albo takim, w którego interesie leży jak najdłuższe utrzymywanie stanu chorobowego społeczeństwa. Tak się składa, że po zastosowaniu metody BEFT, również osoby bardzo cierpiące, powracają do zdrowia lub znacznie zmniejszają się ich cierpienia. Metoda ta, jak już mówiłem, uaktywnia zdolności adaptacyjne, a adaptacja jest najbardziej znamienną cechą, która charakteryzuje życie. Dotąd zazwyczaj odbywa się ona przypadkowo lub losowo ponieważ ludzi nie uświadamia się jak istotną pełni ona rolę w naszym życiu! Ważne jest jednak to, że teraz każdy może w świadomy sposób wzmocnić swe cechy adaptacyjne. Dotyczy to także ludzi ciężko chorych. Bardzo istotnym jest fakt, iż sterowanie cechami adaptacyjnymi, jest wyjątkowo proste. Jednak osoby, które nie mają na ten temat wiedzy i długotrwałym niewłaściwym postępowaniem utrwalą utrwalają te błędy, utrwalają również procesy chorobowe, które powodują tymi błędami. Tacy ludzie potrzebują znacznie więcej czasu na ich uregulowanie. Stosując metodę BEFTT można szybko uaktywnić organizm i przywrócić mu optymalne zdolności autoregulacyjne. Bywa jednak, że autoregulacja jest znacznie powolniejsza, a w niektórych przypadkach, jest ona niemożliwa. Chciałbym tu podkreślić, że przywrócenie autoregulacji nie jest zależne od wieku chorego, lecz od stopnia zaawansowania choroby. Rzadko jednak zdarza się, aby chorzy przebywający w naszym Instytucie nie uzyskali żadnej poprawy. Jeśli nie następuje poprawa w przypadku wiodącej choroby, której wyleczeniem był zainteresowany, to ustępują inne dolegliwości. W procesie utrzymania stanu zdrowia duże znaczenie mają uwarunkowania psychofizyczne, które gdy utrwalimy, to również przenosimy je na nasze potomstwo drogą dziedziczenia. W Instytucie uczymy ludzi w jaki sposób można sterować swymi uwarunkowaniami adaptacyjnymi. Natomiast, gdy metodę tę zastosują osoby na kilka miesięcy przed poczęciem dziecka, wówczas nie przeniosą na nie swych negatywnych cech lecz pozytywne, te które świadomie ukształtują.
M.M. Dlaczego zatem w Polsce świat medyczny nie chce uznać Pana dyplomów naukowych, nominacji profesorskiej, wynalazków i twierdzą, że ma Pan wykształcenie zawodowe i nie mógł Pan, ot tak sobie zostać naukowcem?
K.P. Wiedzę, najpierw dla własnych potrzeb, zdobywałem eksternistycznie. Przez 17 lat jej zgłębiania oraz poprzez uzyskane wyniki praktyczne w szpitalach i klinikach, Rada Naukowa Międzynarodowej Akademii Informacyjnych Technologii w Mińsku na Białorusi, mieszcząca się w Instytucie Cybernetyki, przy ul. Akademickiej 6, na przestrzeni 10 lat współpracy naukowej, nadawała mi kolejno wszystkie stopnie naukowe, włącznie z nominacją profesorską. Akademia ta zrzesza ponad 1600 naukowców z całego świata. Jeśli świat medyczny nie uznaje moich dyplomów, to jest to ich problem, ponieważ dowodzą tym, że wystarczyło tylko takie wykształcenie, aby uzyskiwanymi rezultatami podważyć dorobek wielce wykształconych naukowców i generalnie zrewolucjonizować około 80% tak mocno ufundamentanych przez nich nauk medycznych. Zresztą, ileż to razy bywało, że przychodził człowiek znikąd, nieznany w środowisku naukowym, i podważał dotychczasowe osiągnięcia naukowe? Zawsze tak bywało, że najpierw taką osobę wykpiwano, a dopiero po wielu latach, zazwyczaj po śmierci uznawano jej osiągnięcia. Powstaje zatem pytanie, czy medycyna konwencjonalna w kontekście moich odkryć popartych osiągnięciami praktycznymi, jest ratunkiem, czy zagrożeniem dla ludzkości?
Niegdyś ludzi, którzy dokonywali przewrotu w nauce, palono na stosach. Giordano Bruno, 600 lat temu został spalony na stosie za głoszenie teorii Kopernika i za to, że ogłosił, iż gwiazdy mają swoje planety. Jak na ironię, dopiero w 1995 roku, naukowo udowodniono, że gwiazdy mają swoje planety. Dziś również istnieją „stosy” i „inkwizycja”. Stosami są środki masowego przekazu, a inkwizytorami naukowcy, którzy nie nadążając za postępem, niszczą tych którzy uzyskują to czego oni nie potrafią. Tak naprawdę, to postęp nie jest im na rękę, ponieważ mogliby utracić swą niczym nieograniczoną władzę i ogromnie potężny w swych wymiarach multi miliardowy biznes. Dopuszczają tylko taki postęp, który gwarantuje uzależnienie chorych od leków i lekarzy! Czy zatem nie jest to MEDYCZNY SPISEK DZIEJÓW? W przypadku mojego odkrycia, mają się czego bać, ponieważ każdy człowiek może przyjechać do gliwickiego Instytutu, nauczyć się obsługi materaca i sposobu jego ustawień, a potem stosować go wraz z całą rodziną, zwłaszcza profilaktycznie. Mogą w ten sposób wyeliminować około 80% chorób. Dlatego właśnie wciągają część nieuczciwych środków masowego przekazu, aby te manipulowały informacjami i oszukiwały ludzi chorych, by w ten sposób podważyć zaufanie do terapii i wiedzy, którą przekazujemy ludziom w gliwickim Instytucie. Spośród setek tysięcy osób, którym pomogły moje metody, na pewno znajdzie się również kilkadziesiąt takich, którym metody te nie pomogły w zadawalający sposób. Wówczas uwypuklają to, jako zagrożenie dla ludzkości. Jednak trzeba też podkreślić, że skuteczność w wyleczeniu wszystkich chorób postępujących metodami medycyny konwencjonalnej, wynosi zaledwie około 10%. Środki masowego przekazu dla pozyskania sensacji publikują takie informacje. Już Goebbels mawiał, że „kłamstwa powtarzane sto razy, stają się prawdą”. Zatem systematyczne wtłaczanie kłamstw do ludzkiej psychiki, jest najgroźniejszą, społeczną „psychologiczną chorobą medialną” naszych czasów.
Jakiś czas temu ogłoszono, że kilka osób oglądało programy telewizyjne oraz przeglądało gazety. I co się okazało? W ciągu doby odnotowano łącznie ponad siedem tysięcy przypadków agresji, a tylko około sześćdziesiąt pozytywnych informacji!!!
M.M. Wraz z kilkoma lekarzami, którzy popierają Pana metodę, czytałam te medialne konfabulowane informacje. Rozmawialiśmy też z kuracjuszami, którzy udzielali wywiadu dziennikarzom, i wszyscy są ogromnie oburzeni, iż podawali oni tak zmanipulowane informacje, zupełnie inne niż te udzielone im przez kuracjuszy. Wystosowali oni też do tych redakcji pisemne protesty, na które nie odpowiedziano.
Bardzo Panu dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że metoda BEFTT znajdzie miejsce w życiu każdego człowieka dla dobra jego i najbliższych mu osób, a także dla całej ludzkości.
Zapraszam wszystkich do zapoznania się z informacjami na stronie internetowej www.kazimierzpiotrowicz.pl
Aby udowodnić skuteczność metody BEFTT, a także zagrożenia proszę przeczytać poniższą informację. Po kilku latach profesor, który propagował moją metodę w USA oraz klubie Delfinów wrócił na stałe do Polski, ponieważ prawnicy Delfinów zaczęli go ścigać. Okazało się, że po ciągłym spaniu na łóżku, na kolejnych meczach zawodnicy łamali nogi. Zorientowano się, że łamali je tylko zawodnicy, którzy spali na „Cudownym łóżku”, zatem oddali oni sprawę prawnikom. Profesor ten powiedział mi o tym dopiero gdy wrócił do Polski. Wcześniej nie kontaktował się ze mną, ponieważ zaczął mnie ograniczać w udziałach spółki jaką otworzyliśmy w Teksasie z 50% do 25%, a gdy miał już większość udziałów w niczym mnie nie informował i nadal mnie ograniczał. Zapewne dlatego nie informował mnie o łamaniu nóg przez zawodników Klubu Delfinów. Gdy mi o tym powiedział, dla mnie było jasne dlaczego tak się działo. Jak wiadomo sportowcy wzmacniają kości i mięśnie różnymi odżywkami, a ponadto stale spali na łóżkach. Profesor zapomniał, iż na spotkaniach zawsze podkreślałem, że metoda BEFTT powoduje, iż organizm znacznie lepiej wchłania składniki pokarmowe, a podczas leczenia leki, dlatego ich spożywanie trzeba ograniczać. Sportowcy chcąc mieć mocne mięśnie i kości zażywają różne odżywki, które gdy spali na łóżkach były znacznie lepiej wchłaniane, zatem kości nadmiernie utwardziły się i zmniejszyły swą naturalną elastyczność. Przeciążenie podczas meczu powodowało, że kości łamały się. Znacznie wcześniej przed tymi incydentami sportowców, prosiłem tego profesora aby wysłał mi jedno łóżko do Polski bym mógł sprawdzić jego parametry, jednak łóżka mi nie wysłał. Piszę to dlatego, aby tym którzy posiadają materac BEFT przypomnieć jak ważny jest równoczesny system zachowawczy oraz zmniejszenie ilości spożywanego pokarmu, a podczas leczenia leków, gdy użytkuje się materac BEFTT.
Podsumowując powyższe relacje, jaki wysuwa się z tego wniosek? Otóż nie jest sztuką dać komuś do użytkowania nawet najbardziej skuteczny i najbardziej prosty w zastosowaniu mechanizm jakim jest system BEFTT, efekty którego, jak wynika z relacji tych zawodników graniczą z cudem. Trzeba sięgnąć choć po odrobinę wiedzy i utrwalić ją sobie. Jednak ludzie zamiast sięgnąć po wiedzę, wolą oczekiwać na cud uzdrowienia. Ze statystyk jest wiadomo, że cudowne uzdrowienia zdarzają się raz na kilka milionów przypadków. Natomiast dopuszczenie do sprzedaży leków z zastosowaniem efektów placebo, wymagana jest skuteczność powyżej 30%. Czy zatem te 30% osób, które uzyskują poprawę po zażyciu środka placebo można określić cudem? Otóż nie, to 30% to samoregulacyjne zdolności organizmu. Dlaczego ludzie bagatelizują te zdolności zauważył już święty Marek, który wiele wieków temu odzwierciedlił to w swej ewangelii; Macie oczy, a nie widzicie, macie uszy, a nie słyszycie i nie pamiętacie… (Ew. Marka 8:18