Choć temat ten odbiega od sposobów leczenia jakie opracowałem, to publikuję go dlatego aby wskazać na logikę którą posługuję się w obserwowaniu otaczających nas zjawisk. Wskazuję tym w jaki sposób, nie tylko naukowcy, ale także wszyscy ludzie powinni się kierować poszukując rozwiązań w ułatwianiu sobie i innym codziennego życia.

Pięć lat temu w ogrodzie przydomowym obsadziłem płoty zimozielonymi bluszczami hedera helix. Niestety, okazało się, że doskonale rozmnażają się na nich mszyce, które opanowywały także inne kwiaty. Co gorsze mszyce chroniły mrówki przed biedronkami, które chętnie je zjadają, ponieważ spijają wydzielany przez mszyce płyn, który działa na mrówki jak narkotyk. Przez pięć lat tępiłem mszyce znanymi metodami oprysków. Niewiele to dawało, ponieważ krótko po opryskach mszyce rozmnażały się w innych miejscach.

W moich przemyśleniach (podobnie jak w poszukiwaniu zwalczania komarów) doszedłem do wniosku, że najlepiej by było aby wykorzystać zjawisko na które reagują wszelkie owady czując zagrożenie życia. Takim sposobem okazał się ogień. Wiadomo, że gdy płoną lasy, wszystkie stworzenia wyczuwają to z daleka i jak najszybciej uciekają.

Zerwałem zatem kilka gałązek pnączy opanowanych przez mszyce i wrzuciłem je do paleniska na ogrodzie. Pod te gałązki włożyłem inne świeże gałązki które zanim się zapalą wydzielają dużą ilość dymu. Upłynął pewien czas zanim gałązki te zajął ogień. I co się okazało? Na drugi dzień spoglądam na pnącza i okazuje się, że nigdzie nie ma na nich mszyc! Upłynęło już całe lato i nadal nie zauważyłem mszyc. Wyniosły się też biedronki, ponieważ zniknął ich ulubiony pokarm.

Gdybym mszyce wrzucił do płonącego ognia, natychmiast by spłonęły i nie zdążyły ostrzec inne gniazda mszyc. Natomiast wydzielający się dym spowodował, że miały one czas wysłać sygnały ostrzegawcze innym mszycom.