Aby zrozumieć przyczynę choroby Parkinsona oraz metodę możliwości jej zapobiegania, należy zadać sobie proste pytanie – jeśli światło w niedokręconej żarówce zaczyna migać to czy należy dokręcić żarówkę, czy też zwiększać napięcie prądu w sieci? Każdy bez chwili wahania odpowie, że należy dokręcić żarówkę. Otóż spoglądając na ten problem z medycznego „naukowego punktu widzenia”, nie tylko w przypadku choroby Parkinsona, wzmacnia się napięcie w sieci… Możesz zatem wszczepić sobie elektrodę do mózgu aby po jej włączeniu elektroda ta na określony czas znosiła drżączkę, lub w odpowiednim czasie przywrócić naturalne sygnały komunikacyjne odpowiedzialne za ruch mięśni by komórki istoty czarnej w mózgu efektywnie syntezowały dopaminę i centralny układ nerwowy czuwał nad syntezą odpowiedniej jej ilości.
Jak wiadomo, pionierem badań nad tą chorobą był doktor James Parkinson, który w 1817 roku opisał objawy (a nie przyczyny) u chorych na drżączkę poraźną. Na jego cześć choroba ta została później nazwana chorobą Parkinsona. Z biegiem czasu inni lekarze badający tą chorobę ogłosili, że z ich obserwacji i badań naukowych wynika, że choroba ta jest wynikiem spadku syntezy dopaminy tworzonej przez komórki istoty czarnej które są usytuowane w mózgu. Od tamtego czasu w ślad za nimi inni badacze bardziej szczegółowo skupiali się nad leczeniem objawowym tej choroby. Natomiast nikt nie szukał jej prawdziwej przyczyny. Dlatego do dziś lekarze uznają chorobę Parkinsona za nieuleczalną i leczą ją aż do śmierci pacjenta.
Moje obserwacje, analizy oraz fizyczne ustawanie drżączki u wszystkich chorych leczących się u mnie w Międzynarodowym Instytucie Zdrowia w Gliwicach dowodzą, że to ja mam rację. Gdy usunie się przyczyny, które spowalniają lub znoszą sygnały nerwowe z mięśni i miejsc odjętych drżączką to choroba ta samoistnie ustępuje. Pierwsze zauważalne zmniejszanie się drżączki występują zazwyczaj już po kilkudziesięciu minutach leżenia na materacu Innowator. Bywało też, że przez pierwsze kilka dni najpierw drżączka trochę się nasila, a potem ustępowała. Obserwując tych chorych doszedłem do wniosku, że zapewne dzieje się tak ponieważ po zastosowaniu mojej metody organizm ponownie podejmuje syntezę dopaminy, a wówczas kumuluje się dopamina zalegająca w organizmie z aktualnie syntezowaną i jej nadmiar powoduje zwiększone drżenia gdyż organizm stara się zużyć ten nadmiar. Ponieważ nie jestem lekarzem, więc nie mogę ingerować w ludzki organizm, dlatego skupiłem się na poszukiwaniu bezinwazyjnego sposobu przywrócenia syntezy dopaminy przez komórki istoty czarnej które nie uległy autoagresji, a także na odbudowie komórek które w wyniku autoagresji nie odbudowały się. Analizując objawy chorych leczących się u mnie w gliwickim Instytucie ustaliłem, że spadek lub zanik syntezy dopaminy jak i rozpad komórek istoty czarnej to skutek, a nie przyczyna tej choroby. Utrzymywanie się oraz ciągłe pogłębianie zakłóceń w wymianie informacji z komórek mięśniowych do centralnego układu nerwowego prowadzi do coraz większego ograniczania syntezy dopaminy przez komórki istoty czarnej. Dzieje się tak ponieważ podawana chorym dopamina rozpoznawana jest jako nieswoista co systematycznie prowadzi do rozpadu komórek syntezujących dopaminę i prowadzi do postępującej drżączki. Zrozumiałym staje się, że w efekcie tego nie tylko spada ilość syntetyzowanej dopaminy lecz w następnej kolejności następuje ich rozpad (autoagresja), co uznawane jest przez lekarzy za proces nieodwracalny. Na podstawie ustępowania drżączki u niemal wszystkich chorych którzy leczyli się opracowaną przeze mnie metodą wywnioskowałem, że autoagresja ta najprawdopodobniej nie jest trwała. Autoagresja jest niewątpliwie strażnikiem poprawnego funkcjonowania organizmu gdyż niszczy uszkodzone komórki gdyż uaktywnia się wtedy gdy jest potrzebna. Gdyby organizm jej nie posiadał, wówczas patologiczne komórki nie były by wyniszczane i dominowały by nad zdrowymi komórkami co doprowadziło by do szybkiej śmierci chorego. Natomiast szkodliwa jest autoagresja która wymknęła się z pod kontroli centralnego układu nerwowego. Gdy wzmocni się komunikacje komórkowe równocześnie w całym organizmie, wówczas wszystko wraca do normy, oczywiście jeśli autoagresja nie przeszła już w stan nieodwracalny i nie zniszczyła nadmiernej ilości komórek syntezujących dopaminę. Dowodzi to, że pozostałe komórki istoty czarnej nie tylko zaczynają efektywniej tworzyć dopaminę ale są też w stanie odtworzyć się nowe komórki i zastąpić te, które uległy autoagresji. Stwierdzenie to jest wyjątkowo proste – u chorych zmniejsza się lub zanika drżenie. Należy jednak pamiętać, że istotą w każdej chorobie są nie tylko przyczynowe działania lecz po uzyskaniu skutecznej poprawy istotne jest długotrwałe utrwalanie adaptacyjne, także w przypadkach gdy choroba całkowicie ustąpi. Po prostu należy ponownie nauczyć organizm poprawnych zachowań. Jeśli poprawy tej nie utrwali się, to choroba ponownie wróci. O ograniczaniu zażywania dopaminy powinien decydować lekarz.
Ewolucja tak ukształtowała człowieka aby mógł trwać jak najdłużej. Ponieważ czynności ruchu mięśni są dla organizmu najistotniejsze, są dla niego „być albo nie być”, zatem niezrozumiałym było by, dlaczego przyroda nie miała by wykształcić procesu odnowy komórek istoty czarnej i ponownego podjęcia przez nie syntezy dopaminy? Aby to lepiej zrozumieć, przeczytaj rozdział p.t. „
Porażenia mózgowe”. Powyżej napisałem, że autoagresja ta najprawdopodobniej nie jest trwała, ponieważ nie miałem okazji obserwacji chorych, którym pomogłem przez kolejne lata i nie wiem jaka część tych pacjentów była konsekwentna w tych działaniach. Najtrudniej jest bowiem wymusić konsekwencje na sobie. Jednak na podstawie obserwacji chorych z innymi dolegliwościami ponownie podkreślę, że jeśli chory systematycznie nie będzie stosował metod zaleconych przeze mnie oraz ćwiczeń i masażu karku oraz szyj kilka razy w tygodniu przez kilkanaście minut, to na pewno objawy tej choroby wrócą. W przypadkach większych drżączek powinno się na pewien czas założyć odpowiednio wysoki kołnierz ortopedyczny aby odciążyć uciskane unerwienie kręgosłupa szyjnego i w kołnierzu tym także należy ćwiczyć rozciąganie mięśni szyj. Dlaczego, czytaj rozdział p.t. „
Adaptacja”.
Nie potrzebne były mi żadne badania specjalistyczne aby chorzy jak i lekarze pracujący w gliwickim Instytucie potwierdzali fakty ustawania drżączki. Pacjenci którzy leczyli się w Instytucie na chorobę Parkinsona, wypowiadali się przed dziennikarzami prasy, radia i telewizji, którzy przyjeżdżali do Instytutu i rozmawiali z nimi. Pomimo iż dziennikarze uzyskali informacje o rewelacyjnych wynikach w obecności wielu innych pacjentów Instytutu, to manipulowali pozyskanymi od nich informacjami i publikowali w mediach całkowicie kłamliwe informacje. Kłamiące i manipulujące informacjami media są znacznie większym zagrożeniem dla społeczeństwa niż wojny, gdyż z pełną premedytacją deformują psychikę całego społeczeństwa. Dla nich nie liczą się cierpienia milionów chorych lecz obrona interesu małych grup osób, które żyją z ludzkich cierpień zmuszając w ten sposób chorych do płacenia mediom haraczu w postaci zakupu reklam reklamowanych produktów które zawarte są w cenie każdego produktu. Do świadomości społeczeństwa nie dociera fakt, że w ostatecznym rozrachunku koszty te ponosi społeczeństwo, przeciwko któremu kłamstwa te są wymierzone. Po tych masowo publikowanych kłamstwach medialnych zadzwonił do mnie anonimowo mężczyzna, który powiedział, że ze względu na swą pozycję nie może się przedstawić. Powiedział mi, że kłamstwami tymi kierowali lekarze i prezes Katowickiego Stowarzyszenia Chorych na Chorobę Parkinsona. Wyjaśnił mi też dlaczego. Powiedział, że prezesowi temu wszczepiono elektrodę do mózgu która zapobiega drżeniom, a ponieważ elektrodę taką trzeba co kilka lat wymieniać (wówczas koszt takiej elektrody wraz z operacją wynosił około sto tysięcy złotych) więc prezes chciał sobie zasłużyć na kolejną elektrodę. Odpowiedziałem temu panu, że ja w to nie wierzę aby chory człowiek był tak podły i działał przeciwko innym chorym. Ponadto w żadnej z tych kłamliwych publikacji prezes ten się nie wypowiadał. Natomiast dziennikarze publikowali bezosobowo, że Stowarzyszenie Chorych na Chorobę Parkinsona walczy z Piotrowiczem, który twierdzi, że jest w stanie wyleczyć Chorobę Parkinsona. Tu z całą stanowczością potwierdzam, że Choroba Parkinsona jest możliwa do wyleczenia lub znacznego złagodzenia jej objawów jeśli odpowiednio wcześnie nie usunie się jej przyczyny i nie ja ją leczę tylko organizm chorego. Ja tylko opracowałem metodę, która efektywniej inicjuje w organizmie procesy samoregulacyjne, samoobronne i samonaprawcze, które zaprogramowane są w każdej komórce człowieka. Każdy człowiek potrafi logicznie myśleć, zatem zastanówcie się nad następującą ogólnie publikowaną informacją. Lekarze twierdzą, że przyczyną tej choroby jest niedobór dopaminy syntetyzowanej przez komórki istoty czarnej. Wiadomo też, że wszczepienie elektrody do mózgu i włączenie przepływu prądu z baterii powoduje natychmiastowy zanik drżeń. Czy oznacza to, że w trybie natychmiastowym mózg odbudował komórki i uzupełnił brakującą dopaminę!? Oczywiście że nie jest to możliwe!!! Płynący prąd z baterii do elektrody powoduje wzmocnienie sygnałów elektrycznych w układzie nerwowym, które są odpowiedzialne za ruch mięśni, to właśnie dlatego drgawki chwilowo ustępują. Gdy elektroda zostanie odłączona od baterii to drgania po krótkim czasie ponownie wracają, dlatego, gdyż blokada powodująca przepływ sygnałów w układzie nerwowym miejsc objętych drżączką nadal istnieje. Natomiast opracowana przeze mnie metoda powoduje, że organizm samoistnie usuwa te blokady, a zatem i przeszkody w wymianie informacji odpowiedzialne za ruchy mięśni i syntezę dopaminy. Nie zrozumcie drodzy czytelnicy źle moich opisów, iż podważam osiągnięcia lekarzy i naukowców, wprost przeciwnie, zawsze twierdzę, że są one ogromne i nie podlegają żadnej wątpliwości. Lekarze codziennie ratują życie tysiącom pacjentów. To właśnie lekarze uwolnili mnie od cierpień gdy w 2011 roku spadłem z wysokości 8 metrów i złamałem pięć żeber, które uszkodziły mi płuco, w kilku miejscach połamałem miednicę i ramię oraz kość szyjki głowy udowej, a głowa kości udowej rozprysła się w kawałki, potłukłem też kość ogonową, stopa zrotowała mi się o 90 stopni, przez trzy dni byłem nieprzytomny, miałem wstrząśnienie mózgu oraz zanik pamięci. Leżałem tak przez półtora miesiąca i ogromnie cierpiałem gdyż z powodu połamania miednicy lekarze nie mogli mi wszczepić endoprotezy. Poza założeniem odmy do płuca i podawaniu leków przeciwbólowych nic więcej nie mogli zrobić. Gdy po trzech dniach odzyskałem przytomność natychmiast w szpitalu zacząłem częściowo stosować moją metodę, a po trzynastu dniach poprosiłem o wypisanie mnie ze szpitala abym u siebie w domu mógł korzystać w pełni z mojego materaca. Po miesiącu leżenia na materacu zacząłem także korzystać z pomocy rehabilitantów, po to by wzmocnić organizm przed operacją. Gdy miednica się zrosła, chirurg wszczepił mi endoprotezę. Zrobił to w mistrzowski sposób, tak iż po wypadku czuję się znacznie lepiej niż przed wypadkiem. Czy mógłbym zatem podważać sukcesy lekarzy? Przecież w moim Instytucie także zatrudniałem lekarzy. Lekarze ci widząc ogromne sukcesy po zastosowaniu mojej metody współpracowali ze mną, nawet wtedy gdy Izba Lekarska ich ścigała i karała oraz straszyła zawieszeniem im prawa wykonywania zawodu lekarza za to że pracują u mnie. Nie tak dawno otwarcie czaszki i chirurgiczna ingerencja w mózg była by herezją, dziś jest to niezaprzeczalny fakt. Operacje oczu czy uszu, to istne medyczne majstersztyki. Również transplantacja serca lub innych narządów to niezaprzeczalne cuda dzisiejszej medycyny ratunkowej. A budowa narządów z komórek macierzystych i wszczepianie ich choremu czyż nie było nie tak dawno temu czystą fantazją? Dziś jest to codzienność! Lekarzy coraz częściej określa się Bogami. Nie każdemu można jednak wszczepić elektrodę do mózgu, dlaczego więc media kłamią odbierając chorym możliwość pomocy tą bezinwazyjną metodą? W opisach każdej choroby podkreślam, iż żaden pacjent, który przyjeżdżał do gliwickiego Instytutu nie płacił z góry za pobyt, lecz dopiero gdy stwierdził, że metoda ta jest skuteczna w przypadku jego chorób. Ponadto tak ja jak i lekarze oraz pielęgniarki, rehabilitanci i pracownicy Instytutu, od pierwszej chwili przyjazdu zachęcaliśmy pacjentów aby oprócz osobistego sprawdzenia efektów dwudniowej kuracji na sobie, rozpytywali kuracjuszy leczących się wówczas w Instytucie, zwłaszcza tych, którzy kończyli dwunastodniowy pobyt. Za pobyt pacjenci płacili dopiero po dwóch dobach gdy upewnili się co do skuteczności tej metody. Tłumaczyliśmy ludziom, że jeśli ktoś jest pewny skuteczności jakiejś metody, to nie powinien obawiać się o zapłatę. Mówiliśmy, że gdyby każdy tak postępował to wiele nieskutecznych metod, zwłaszcza tych polegających na wierze w wyleczenie samoistnie by zniknęło.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jak błahe błędy powodują chorobę Parkinsona i jak łatwo każdy chory sam może ją cofnąć, zwłaszcza jej fazę początkową, a w przypadkach mocno zaawansowanych przynajmniej znacząco może zmniejszyć jej objawy. W ten sposób przekonywałem ludzi, że to ja mam rację, a nie wszyscy lekarze, którzy twierdzą, że parkinsonizm jest nieuleczalny. Oprócz obserwowanych wyników uzyskiwanych przez chorych, także ja w uproszczony sposób wyjaśniałem pacjentom funkcje organizmu, ponieważ informacje te są niezbędne w zrozumieniu przyczyn chorób postępujących jak i w zrozumieniu mechanizmu poprawy zdrowia zachodzącego pod wpływem wzmacniania komunikacji komórkowych. Nie wnikam w medyczne rewelacyjne, czy wręcz godne podziwu opisy badań naukowych, ponieważ zazwyczaj opisują one obserwowane objawy i reakcje zachodzące pod wpływem podawanych leków czy też innych działań, a nie opisują przyczyny chorób. Lekarze od dawna wiedzą, że farmakologiczne leczenie objawowe chorób postępujących, bez usunięcia ich przyczyn, jest mało skuteczne. Podkreślę jednak, że jeśli chory odstąpił by od medycznego leczenia objawowego i równocześnie nie usuwał przyczyny chorób, to chorował by znacznie bardziej i szybciej by umierał. Tak więc leczenie objawowe na pewno jest leczeniem służebnym. Jeśli zatem nie korzystacie z mojej metody, to pod wpływem moich opisów nie porzucajcie leczenia medycznego. Jeśli jednak korzystacie z mojej metody, to też powinniście być w kontakcie z leczącym lekarzem ponieważ nie można nagle zaprzestać zażywania leków lecz należy je stopniowo ograniczać. W niektórych przypadkach leki należy pobierać do końca życia. Z biegiem starzenia się człowieka spada też zdolność organizmu do syntezy niektórych związków, z których jesteśmy zbudowani, nie ulega zatem wątpliwości, że należy je podawać organizmowi z innych źródeł. To właśnie dlatego zatrudniałem lekarzy, których zadaniem była modyfikacja leków pobieranych przez pacjentów lub ich wycofywanie. Proszę nie kierować się moimi skrótowymi opisami poszczególnych chorób gdyż są one mocno uproszczone, dlatego aby były zrozumiałe dla osób nie mających wykształcenia medycznego. Na stronach internetowych jest zamieszczonych bardzo dużo szczegółowych opisów naukowych o chorobach, zatem kto zechce może się z nimi zapoznać. Ponadto szczegółowe opisanie każdej z chorób zajęło by wiele tomów i nikt by tego nie przeczytał. Skupiam się więc niemal wyłącznie na przyczynach chorób oraz uzyskiwanych wynikach po zastosowaniu opracowanych przeze mnie metod przywracania organizmowi zdolności do samoregulacji, samoobrony i samonaprawy, które zaprogramowane są w komórkach organizmu.
W 1995 roku napisałem i wydałem książkę pt. „Leczenie przepływem informacji”, a od 1993 roku publikuję znane dziś wszystkim lekarzom fakty, że każda funkcja naszego organizmu, każdy ruch poprzedzane są różnego rodzaju sygnałami, które są przenoszone w obie strony przez układ nerwowy. Informacje te sterują poszczególnymi reakcjami tkanek, narządów i całego organizmu. Nasz organizm funkcjonuje dlatego, że jego komórki komunikują się, a także wymieniają te informacje z centralnym i obwodowym układem nerwowym. Bardzo istotne funkcje w skurczu i rozkurczu wszystkich mięśni pełni dopamina która wytwarzana jest przez komórki istoty czarnej. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że organizm utrzymuje takie stężenie dopaminy jakie wypracowujemy poprzez codzienny styl życia. Gdy jesteśmy bardziej aktywni, wówczas stężenie dopaminy organizm uzupełnia. Gdy wypoczywamy ogranicza tą syntezę. Gdyby bowiem mózg stale tworzył dopaminę, powstało by zbyt duże jej stężenie i organizm chcąc zużyć jej nadmiar samoistnie tworzył by chaotyczne skurcze i rozkurcze wszystkich mięśni, tak w dzień jak i w nocy. Powodowało by to drżączkę całego ciała i nie mogli byśmy pracować, poruszać się ani spać. Podobnie dzieje się gdy w organizmie jest niedobór dopaminy, jednak w tych przypadkach drżączka obejmuje tylko tą część ciała, do której nie dociera dopamina, a tak naprawdę to z miejsca tego nie docierają sygnały do mózgu niesione przez układ nerwowy. Skąd się biorą te zakłócenia? Bardzo często z ucisków nerwów i to niekoniecznie międzykręgowych. Znacznie częściej powodują je obkurczenia mięśniowe, przez które przechodzą nerwy, a bywa też, lecz rzadko, że z powodu nadmiernego rozluźnienia mięśni, co najczęściej występuje u ludzi w podeszłym wieku. To właśnie jest przyczyną przedwczesnego starzenia się i obwisania tkanek skórnych! Gdy z określonej partii mięśni do mózgu dopływa coraz mniej sygnałów informujących iż są one w ruchu, lub sygnały te są coraz słabsze, wówczas zrozumiałym jest, że komórki istoty czarnej ograniczają syntezę dopaminy i jej dopływ do tych mięśni, gdyż mózg uznaje, że mięśnie odpoczywają. Gdy stan ten trwa długo, mózg uznaje, że należy trwale ograniczyć dopływ dopaminy. Organizm jest wyjątkowo „mądry”, gdyby bowiem tworzył dopaminę, to jak już wyżej pisałem, powstawała by nieustająca i coraz większa drżączka, której celem jest zużycie nadmiaru dopaminy. Gdy jednak sytuacja taka trwa nadal, organizm dochodzi do wniosku, iż musi zniszczyć część komórek istoty czarnej, bo po cóż utrzymywać „darmozjadów” – niepotrzebne komórki, które nie pełnią swych funkcji, a tylko pobierają pokarm. Uaktywnia więc w nich program autoagresji, który z biegiem czasu i pogłębiania się problemu z przesyłem informacji, obejmuje coraz większą ilość komórek istoty czarnej. Wówczas chorym podaje się leki, których celem jest uzupełnienie dopaminy i zmniejszenie drżączki. Pomimo, że następuje poprawa to po pewnym czasie problem się nasila i trzeba zwiększać ilość pobieranych leków lub je modyfikować. Dlatego podawanie leków bez równoczesnych działań przyczynowych uważam za błąd, ponieważ system informacyjny organizmu dochodzi do wniosku, że już stale drogą z poza syntezy będzie otrzymywał dopaminę. Z biegiem czasu zaczyna powoli wyniszczać także coraz większą ilość kolejnych komórek istoty czarnej, po to, aby organizm nie skumulował dopaminy z dwóch źródeł i w wyniku konieczności jej szybszego spalenia nie pogłębił drżączki. Zatem podawanie dopaminy pogłębia chorobę. Natomiast ograniczenie ruchów wynikłe z rozwiotczenia mięśni jest dla organizmu mniej szkodliwe niż ich nieskoordynowany stały nadmiar, który nie pozwala człowiekowi na wykonywanie choćby podstawowych czynności. Organizm wyniszcza więc komórki dlatego, ponieważ mózg nie ma wpływu na zewnętrzne pobieranie przez chorego dopaminy. Końcówka życia takiego chorego jest tragiczna, pomimo podawanych leków, a właściwie to z powodu podawanych leków, chory umiera w ciężkich drgawkach. Podobnie jest w pobieraniu przez chorych skoncentrowanego tlenu w przypadkach jego niedoboru w organizmie. Przeczytaj rozdział p.t. „
Życiodajny tlen zabójca”. Ponownie podkreślę, że postęp naukowy w medycynie jest ogromny, wręcz niesamowity, zatem niektórym pacjentom wszczepia się elektrodę do mózgu aby nie dopuścić do tragicznych w skutkach drgawek. Elektroda jest jednak bardzo droga, a lecznictwo z powodu ogromnego rozwoju technicznych nauk medycznych stało się „piekielnie” drogie, gdyż każdy naukowiec, bez względu na koszty społeczne chce wykazać przed społeczeństwem skuteczność swych prac naukowych. W telewizji kilkakrotnie pokazywano pacjentów z wszczepioną elektrodą i silnymi drgawkami. Gdy pacjent włączył przełącznik i uruchomił przepływ prądu elektrycznego to drganie natychmiast ustawało, gdy wyłączył drganie wracało. Wspólnie z innymi oglądałem ten program i obserwowałem jak „ciemnogród” żyjący na ziemskiej planecie „nieszczęsnych ludzkich małpoludów” tylko kiwał z podziwu głowami nad tak wspaniałym rozwojem nauk medycznych… Gdy natomiast ja udowadniałem, że organizm może zrobić to samo bez takiej ingerencji, zwłaszcza w początkowej fazie choroby, wówczas współczesna nam „inkwizycja medyczna” powiedziała veto, to jest metoda nienaukowa i przy udziale mediów zaczęto kłamać i mamić chorych nieszczęśników. Wiadomo, że jednym kłamstwem można zniszczyć wiele prawd, zatem jak zwykle zwyciężyły kłamstwa. Czy rozumiecie dlaczego aforyzm Tadeusza Dołęgi-Mostowicza; „Jeśli o kimś będziesz mówił źle – zawsze ci uwierzą…” ma swoje uzasadnienie? Media przez kilkanaście lat masowo pokazywały o mnie kłamliwe reportaże, w których, a jakże, występowali medycy wielcy tego świata. Media, zwłaszcza telewizja, gdy chcą kogoś zniszczyć zawsze stosują stary sprawdzony system Goebbelsa, Stalina czy Dzierżyńskiego którzy twierdzili, że; „osoby którym nie udziela się głosu nie mają racji”, lub „kłamstwo powtórzone w mediach wiele razy staje się prawdą”. Zapewne dlatego w myśl tej metody, ani razu, nie zaproszono mnie do żadnego z tych programów. Gdyby mnie zaproszono to mógłbym przecież skompromitować wielu naukowców… . Pokazywano zatem tylko zmanipulowane reportaże nagrywane w gliwickim Instytucie, a bywało, że filmowane ukrytą kamerą, pomimo, że nigdy nie zabraniałem dziennikarzom wyjścia do Instytutu i przeprowadzania z chorymi wywiadów. Znowuż zastosowano medialną sztuczkę. Pokazywanie czegoś ukrytą kamerą stwarza w psychice społecznej przekonanie, że pokazuje się w ten sposób coś strasznego, coś ukrywanego, a „bohaterski” dziennikarz ujawnił to i pokazał społeczeństwu. Niestety, chłonny umysł ogłupiałych przez kłamstwa medialne ludzi opowiada potem innym; „w telewizji to pokazywali !!!…”. Dlaczego np. tylko w Polsce zarejestrowanych jest niemal sto sześćdziesiąt wyznań religijnych i każda religia głosi wyższość nad innymi? Ponieważ słowo wiara oznacza, że ten kto chce ci ją wmówić nie jest w stanie tego udowodnić, zatem pozostaje ci tylko wierzyć że mówi on prawdę. Mało kto łapie się na tym, że wiara jest przeciwnością wiedzy, czyli wiara jest niewiedzą, a ponieważ adaptacji jako pierwsza podlega psychika, zatem człowiek utrwala określoną wiarę tak mocno jak przekonywującego spotka narratora.
Lekarze twierdzą, że Parkinsonizm to zazwyczaj choroba ludzi starszego wieku, choć większość chorych którzy leczyli się u mnie, to osoby w wieku około 50 do 65 lat. Zapewne zrozumieliście już co ją powoduje. Jeszcze raz powtórzę, choroba Parkinsona są to zakłócenia w wymianie informacji nerwowych z mięśni czy części ciała objętych drżączką do centralnego układu nerwowego. Zazwyczaj zakłócenia te obejmują ręce i/lub nogi, choć były u mnie też chorzy z innymi miejscowymi porażeniami np. gardła, którzy mieli ogromne trudności w mówieniu. Musieli oni wielokrotnie powtarzać o co im chodzi aby można ich było zrozumieć. Osoby te już po kilku dniach wysławiali się na tyle swobodnie, iż bez trudu można je było zrozumieć. Pamiętam kobietę, której w ogóle nie można było się zrozumieć. Po pięciu dniach mówiła całkowicie swobodnie i nie mogąc się tym nacieszyć wielokrotnie opowiadała o swym problemie innym pacjentom którzy widzieli ją w pierwszym dniu pobytu. Podczas codziennych wykładów jakie organizowałem dla pacjentów w Instytucie popisywała się swą elokwencją. Po dwóch latach dotarła do mnie informacja, że gdy kobieta to wróciła do domu i zaprzestała stosować moją metodę, to drżączka ponownie powróciła. Dlaczego? Przeczytaj rozdział „Kiedy wiara czyni cuda i dlaczego”. Na bezpłatne wykłady, autodiagnozy jak i na rozmowy z kuracjuszami przychodzili ludzie z zewnątrz, ponieważ nie tylko że nie zabraniałem nikomu w ich uczestniczeniu lecz zachęcałem do przyjścia pisząc o tym w czasopiśmie „Świat i medycyna” i w ulotkach jakie wydawał gliwicki Instytut.
Poniżej kilka opinii chorych po przebytej u nas kuracji:
Mam 62 lata. Choruję od 1996r. na przewlekłą chorobę niedokrwienną serca, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc oraz chorobę Parkinsona. Miałem też zator płuc.
Do tej pory leczyłem się zachowawczo i sanatoryjnie. Efekty tego leczenia były zerowe.
O Międzynarodowym Instytucie Zdrowia w Gliwicach dowiedziałem się z gazety „Świat i medycyna” i postanowiłem skorzystać z tej terapii, ponieważ żadne dotychczasowe leczenie medyczne mi nie pomogło.
Po 12 dniowej kuracji czuję się jak „nowo narodzony”. Ustąpiły mi skurcze mięśni. Nie trzęsą mi się ręce. Zupę mogę w końcu jeść łyżką, a nie pić z garczka. Ustąpiły też duszności. Zeszły obrzęki. Do czasu leczenia w Instytucie po przejściu paru metrów męczyłem się. Obecnie dużo chodzę i w ogóle się nie męczę.
Jestem bardzo zadowolony z kuracji, a nawet więcej.
Dowiedziałem się, że media wraz ze Stowarzyszeniem Chorych na Chorobę Parkinsona w Katowicach zwalczają profesora Piotrowicza oraz gliwicki Instytut. Jestem tym oburzony, ponieważ członkowie tego Stowarzyszenia byli w gliwickim Instytucie, rozmawiali ze mną i mówiłem im o efektach jakie uzyskałem w Instytucie. Stowarzyszenie powinno służyć swoim członkom, a nie manipulować informacjami i działać przeciwko nim. Dlatego wyrażam zgodę na udostępnianie mojej opinii oraz nazwiska i adresu osobom zainteresowanym, a zwłaszcza chorym na chorobę Parkinsona. Natomiast członkom katowickiego Stowarzyszenia proponuję wybranie nowego prezesa, który będzie uczciwie reprezentował ich interesy.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Polacy, a zwłaszcza media i to zdawałoby się tak poważne, jak „Gazeta Wyborcza”, TVP 3, TVN, „Dziennik Zachodni” czy „Nowiny gliwickie” zaciekle zwalczają tak wspaniałych ludzi jakim jest prof. Piotrowicz. Czy nie zdają sobie oni sprawy z tego, że działają tym przeciwko swym czytelnikom i telewidzom dzięki którym przecież istnieją? Profesorowi Piotrowiczowi należy się Nobel, a nie poniżanie go w opinii publicznej, ponieważ dotąd nikt nie był w stanie zapobiec, a tym bardziej wyleczyć chorobę Parkinsona, nie mówiąc już o pozostałych chorobach, które również tak skutecznie można leczyć metodą prof. Piotrowicza!
Mandolla Horst
Mam 59 lat. Sześć lat temu rozpoznano u mnie chorobę Parkinsona. Od początku cały czas leczyłam się w przychodni medycznej i w szpitalu w Głogowie na oddziale neurologicznym. Choroba jednak wciąż postępowała. Najbardziej dokuczliwe było to, że miałam bardzo trudną wymowę i wielu wyrazów nie byłam w stanie wypowiedzieć, co ogromnie utrudniało mi kontakt z ludźmi. Ponadto nieustanne drżenie wewnętrzne nie pozwalało mi spać, co spowodowało całkowite osłabienie. Także wykonywanie jakichkolwiek czynności było bardzo uciążliwe. Gdyby mąż mi nie pomagał, nie miałabym szans na funkcjonowanie. Najgorsze z tego wszystkiego to odczucie jakby przyrastania nóg do podłogi, które uniemożliwiało mi chodzenie. Moje odczucia wskazywały, że pobierana przeze mnie dawka leków była niewystarczająca, ale nie zwiększałam jej.
Moja znajoma powiedziała mi o bardzo skutecznym leczeniu choroby Parkinsona w Międzynarodowym Instytucie Zdrowia w Gliwicach kierowanym przez prof. Kazimierza Piotrowicza. W ogóle nie wierzyłam w te rewelacje, ponieważ cały świat medyczny nie jest w stanie skutecznie leczyć, a tym bardziej wyleczyć tej choroby. Ponieważ jednak nie miałam innej możliwości poprawy zdrowia postanowiłam skorzystać z tej terapii.
W pierwszych trzech dniach kuracji nastąpiło pogorszenie. Byłam jednak uprzedzona przez profesora Piotrowicza i lekarzy tam pracujących, że tak może się stać, gdyż zalegające w organizmie leki uwalniają się pod wpływem tej metody, a ponadto organizm sam zaczyna syntetyzować dopaminę, co powoduje że się ona sumuje i przejściowo prowadzi do objawu pogorszenia drżeń. Jednak już po pięciu dniach terapii całkowicie wróciła mi wymowa, dzięki czemu odzyskałam pełny kontakt z ludźmi. Wróciła mi sprawność fizyczna i mogę nie tylko swobodnie chodzić, ale także gimnastykować się i biegać. Drżenie wewnętrzne jest już bardzo minimalne, a co istotne nie wybudza mnie w nocy. Leków nie odstawiłam, ale zauważyłam, że z każdym dniem mogę brać je coraz później, a pomimo to nastąpiła tak duża poprawa. Dowodzi to, że metoda ta pozwala na lepsze wchłanianie leków, co jest bardzo istotne dla każdego chorego.
Gdybym przed leczeniem w Instytucie przeczytała o tak ogromnych rewelacjach jakie ja uzyskałam, nie uwierzyłabym w to i uznała bym za blef. Jednak szczęśliwy los spowodował, że trafiłam do tego Instytutu. Dlatego ostrzegam chorych na Parkinsona, że zanim uwierzycie nieprawdziwym informacjom prasy, radia i TV, którzy zwalczają gliwicki Instytut i profesora Piotrowicza, sprawdźcie to sami. Szkoda, że tak skuteczna metoda jest tak silnie zwalczana.
Pod koniec mojej kuracji zgłosił się do Instytutu chory na chorobę Parkinsona z Zabrza w bardzo zaawansowanym stanie choroby i już po dwóch dniach zrezygnował z pobytu, ponieważ początkowo jemu też się pogorszyło. Pomimo, iż opowiedziałam mu jak to było ze mną, to jednak z niezrozumiałych dla mnie powodów zrezygnował z dalszej kuracji. Prawdopodobnie jest to efekt agresji mediów zaprzeczających uzyskiwanym wynikom w gliwickim Instytucie.
Bardzo dziękuję profesorowi Piotrowiczowi za tak wspaniałe rezultaty jakie uzyskałam.
Proszę o zamieszczenie mojej opinii w mediach wraz z moim adresem i nr telefonu. W ten sposób chcę wyrazić swoją wdzięczność i przyczynić się do pomocy innym osobom cierpiącym nie tylko na chorobę Parkinsona, ponieważ metoda ta działa równocześnie na wszystkie choroby, o czym mogłam się przekonać obserwując rezultaty uzyskiwane nie tylko u mnie lecz także przez innych kuracjuszy.
Zgoła Teresa
P.s. Okazało się, że ten chory człowiek z Zabrza był specjalnie podstawiony przez TVN i dziennikarzy Dziennika Zachodniego, aby skompromitować Instytut. W TVN w programie „Uwaga” pokazano z ukrytej kamery jak chory ten najpierw wchodzi do szpitala w Zabrzu gdzie lekarz go bada, potem przyjeżdża do gliwickiego Instytutu, a po dwóch dniach jedzie ponownie do tego szpitala na badania i lekarka która go badała stwierdziła przed kamerą, że nie ma ani poprawy ani pogorszenia. Jest to dowód zaplanowanej i podstępnej konfabulacji mediów wobec Instytutu, a przede wszystkim wobec ludzi dotkniętych tą ciężką chorobą. Nie da się zrozumieć, dlaczego dziennikarze TVN są tak bezduszni wobec nieszczęsnych ludzi chorych nie tylko na chorobę Parkinsona. Jak długo jeszcze TVN i inne media będą manipulować telewidzami i tak bezczelnie kłamać? Ten podstawiony chory człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że składa swoje cierpienia w ofierze dla TVN i medycyny! TVN udowadnia swymi podstępnymi działaniami, że życie składa się z draństw…