Gdy w Polsce zacząłem w mediach reklamować opracowaną przeze mnie metodę bezinwazyjnego wzmacniania komunikacji komórkowych, któraś z gazet trafiła w ręce dziennikarza z Białorusi Włodzimierza Małaszkiewicza w Grodnie. Skontaktował się on ze mną i szerzej opowiedziałem mu o mojej metodzie. Po pewnym czasie spotkałem się też z białoruskim lekarzem mówiącym po polsku, któremu również opowiedziałem na czym polega moja metoda. Ponieważ przekonali się oni, że metoda ta nie zagraża zdrowiu ani życiu ludzi, jeśli zachowa się zalecenia wyszczególnione w instrukcji, a są one proste i nie wymagające nakładów finansowych, zatem uznali oni, że zastosują ją na osobach chorych w wyniku napromieniowania spowodowanego awarią elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Lekarze na całym świecie do dziś są przekonani, że uszkodzenia komórek w wyniku napromieniowania jonizującego nie są możliwe do naprawy. Powiedziałem zatem temu lekarzowi, że ja też się z nimi zgadzam, ale tylko do pewnego stopnia, ponieważ owszem uszkodzonych komórek nie da się naprawić, ale można przyśpieszyć ich rozpad i poprzez wzmocnienie komunikacji komórkowych spowodować, że w kolejnych nowopowstałych komórkach uszkodzenie to już się nie powieli. Białoruski lekarz, z którym rozmawiałem również nie wierzył w taką możliwość. Zadałem mu więc pytanie, czy osoby, które chorują na chorobę popromienną żyją? Odpowiedział twierdząco. Powiedziałem więc, skoro tak, to oznacza, że tylko część komórek jest uszkodzonych, ponieważ ludzie ci żyją. Zadałem więc kolejne pytanie. Czy w organizmie ludzkim istnieje jakakolwiek komórka, która nie ulega rozpadowi i żyje przez całe życie człowieka? Odpowiedział, że nie ma takiej komórki. Zapytałem więc, to dlaczego nowo powstałe komórki usadawiające się w miejscach rozpadu uszkodzonych komórek wciąż powielają się z takim samym uszkodzeniem?… i od razu odpowiedziałem. Zapewne dlatego ponieważ został napromieniowany szpik kostny, w którym tworzą się istotne dla funkcjonowania organizmu komórki. Jednak tylko jakaś część szpiku jest napromieniowana gdyż inne namnażające się w szpiku komórki są zdrowe. W tym właśnie jest cały problem tych uszkodzeń, choć wciąż powstają nowe komórki to powielają się z tym samym błędem, ponieważ ich program informacyjny nie może zainicjować w nich efektywnych samonapraw. Co więc jest za to odpowiedzialne – zapytałem i równocześnie odpowiedziałem? Uszkodzenia części komórek szpiku kostnego wynikłych z zakłóceń więzi informacyjnych zdrowych komórek z komórkami uszkodzonymi, które nie pozwalają wyeliminować powielających się błędów w nowopowstających komórkach. Każdy lekarz wie, że tak zdrowe jak i uszkodzone komórki w poszczególnych narządach usadawiają się wokół siebie zawsze w tym samym miejscu i wzajemnie kontaktują się ze sobą. Jednak promieniowanie jonizujące zakłóca tą wymianę informacji co powoduje, że emitowane sygnały są zbyt słabe aby wzajemnie przesyłane informacje mogły uporządkować funkcje sąsiadujących z nimi komórek. Dlatego te zdrowe komórki, ponieważ nie są efektywnie kontrolowane przez sporą część otaczających je uszkodzonych komórek pozyskują zbyt słabe bodźce informacyjne, a zatem i samonaprawcze, zatem nie są w stanie uaktywnić samonapraw uszkodzonych komórek lub zainicjować w nich samozniszczenie. Aby czytelnikom nie znającym tego tematu utrwalić tą istotę ponownie powtarzam, że uszkodzenia te nie obejmują wszystkich komórek, bo gdyby tak było człowiek ten by zmarł. Zatem skoro część komórek nie ma uszkodzeń, to należało by wspomóc system informacyjny całego organizmu w zczytywaniu informacji ze zdrowych komórek, wzmocnić te bodźce informacje i przesłać je do komórek uszkodzonych. Dzięki temu uszkodzone komórki odzyskując utracone informacje uaktywnią program samonaprawczy i albo dokonają samonapraw, albo program autoagresywny spowoduje ich rozpad by w ich miejsce wbudowały się nowe komórki z właściwymi informacjami. Ani ja ani żaden lekarz na świecie nie jest w stanie tego dokonać. Jednak organizm ludzki robi to nieustannie, bez względu na to czy jesteśmy aktywni czy też śpimy, pod warunkiem, że w odpowiednim czasie komórki otrzymują właściwe i odpowiednio intensywne sygnały informacyjne. Poprawność przekazu informacji spowoduje, że nowo powstała komórka, a także te usadowione wokół nich uaktywnią program samoregulacyjny, samoobronny oraz samonaprawczy lub też program (apoptozy-autoagresji) samozniszczenia. Podkreślę, że program autoagresji, którym lekarze tak straszą społeczeństwa, jest programem służebnym, a nie wyniszczającym, bowiem zaprogramowuje się on na wyniszczanie tylko uszkodzonych komórek niezdolnych do samonaprawy. Autoagresja staje się groźna dopiero wówczas gdy w wyniku zakłóceń komunikacji komórkowych atakuje zdrowe komórki. Gdyby bowiem organizm nie posiadał programu autoagresywnego, to uszkodzone komórki szybko wciągały by w proces chorobowy zdrowe komórki które przeistaczały by się w komórki nowotworowe i człowiek szybko by zmarł. Ingerencyjne niszczenie komórek nowotworowych poprzez napromieniowanie czy też inne działania nie będzie miało sensu gdy równocześnie nie wzmocni się komunikacji komórkowych, które przywrócą poprawny system informacyjny. W innym przypadku, gdy zakłócenia nie zostaną wyeliminowane, wówczas będzie to tylko kwestią czasu kiedy komórki nowotworowe utworzą się ponownie. Natomiast autoagresja jak już wspomniałem groźna staje się wówczas gdy wymyka się z pod kontroli systemu informacyjno-kontrolnego organizmu i wyniszcza także zdrowe komórki, nie dopuszcza do ich odbudowy. Program autoagresji, moim zdaniem niesłusznie nazywany jest przez naukowców apoptozą. Słowo apoptoza w języku greckim oznacza opadanie liści, a przecież zupełnie naturalnym zjawiskiem jest, że zużyte komórki niemal zawsze ulegają rozpadom, a w ich miejsce wbudowują się nowe komórki. Zjawisko to powinno zatem nazywać się „przedwczesne lub awaryjne opadanie liści”. Piszę niemal zawsze, ponieważ niektóre uszkodzone komórki tracąc więź informacyjną nie ulegają rozpadom i namnażając się bez kontroli mogą przeistoczyć się w komórki nowotworowe – złośliwe lub niezłośliwe. Jak zatem spowodować aby nowopowstające komórki nie ulegały uszkodzeniom, a uszkodzone ulegały samonaprawie? Uznałem, że należy zintensyfikować sygnały we wszystkich komórkach równocześnie oraz zintensyfikować układ nerwowy jak i chemiczny poprzez wzmocnienie krążenia i równocześnie wspomóc układ wydalania. Skąd wziąłem ten pomysł odnośnie chorób popromiennych? Ponieważ dowiedziałem się, że osoby napromieniowane czują się lepiej gdy piją alkohol. Jak wiadomo alkohol dla organizmu jest trucizną, zatem organizm chcąc się go pozbyć przyśpiesza krążenie, a także i wydalanie. Przyśpieszenie krążenia jest równoznaczne z dostarczeniem komórkom większej ilości tlenu i składników odżywczych. Oczywiście skutek uboczny picia alkoholu i w skutek tego przyśpieszenie krążenia, w pozytywnym w tym przypadku służebnym znaczeniu, to lepsze odżywienie komórek, także tych uszkodzonych. Nikt jednak nie jest w stanie codziennie pić alkoholu, ponieważ nie tylko, że wpadnie w nałóg, ale po prostu otruje się. Jak więc uzyskać to samo bez alkoholu i bez szkód dla organizmu? Opracowałem sposób ekranowania zakończeń nerwów czuciowych stóp, które są peryferyjnie usadowione od centralnego układu nerwowego, czyli mózgu i górnej części rdzenia kręgowego (OUN). Jak wiadomo, na stopach są rozmieszczone zakończenia nerwów czuciowych, tzw. receptory – odpowiedniki wszystkich narządów ludzkiego organizmu. (W Chinach od tysięcy lat znana jest akupresura i akupunktura, czyli masaż receptorów i nakłuwanie ich igłami, które rozpowszechniły się na cały świat.) Jak wiadomo masaż nie tylko pobudza masowane miejsca ale także je rozgrzewa. Nikt jednak nie jest w stanie masować stóp przez cały dzień, a ponadto zauważyłem, że masowanie jednego miejsca dłużej niż przez piętnaście minut powoduje blokadę sygnałów, a po czasie tworzy się tam zgrubienie skóry gdyż organizm broni się przed nadmiarem bodźców, a nadmiar bodźców powoduje odwrotność pobudzania. Każdy człowiek kogo przez dłuższy czas ociera lub ocierała jakaś nierówność w obuwiu wie, że w tym miejscu tworzy się zgrubienie (odcisk), które przeistacza się w swego rodzaju toksyczny zbiornik. Po pewnym czasie zgrubienie to pęka i tworzą się otwarte rany, które trudno jest wygoić gdyż nadmiar toksyn zakłóca metabolizm w tych komórkach. Zaprojektowałem więc i skonstruowałem otuliny stóp, które nazwałem biostymulatorami. Były one bardzo proste w użytkowaniu lecz trzeba było uważnie przeczytać instrukcję ich użytkowania i stosować zawarte w niej zalecenia. Biostymulatory obejmowały także boczne części stóp gdyż znajdują się tam receptory kręgosłupa oraz wszystkich stawów, zatem wymagane było noszenie większego obuwia. Jak wiadomo w rdzeniu kręgowym biegnie unerwienie które przenosi informacje z całego ciała do OUN, a który po ich analizie przekazuje odpowiedź do poszczególnych narządów. Mało kto jednak kupuje obuwie szersze po bokach, gdyż bez biostymulatorów stopy w takim obuwiu były by zbyt luźne i spadały ze stóp. Zadaniem biostymulatorów było ekranowanie i rozgrzewanie zakończeń nerwów czuciowych stóp (receptorów) co miało na celu wzmocnienie sygnałów nerwowych. Dla celów rozgrzania i wzmocnienia sygnałów płynących w układzie nerwowym wykorzystałem naturalne ciepło wydzielane przez ludzki organizm. Nie zdecydowałem się na wprowadzanie energii z zewnątrz, np. prądu elektrycznego, tak jak to robią producenci kocy, prześcieradeł, poduszek i butów elektrycznych, ponieważ rozgrzewanie to powinno trwać długo i powinno być bardzo delikatne, a żaden człowiek nie może siedzieć lub leżeć wiele godzin ponieważ organizm stworzony jest do ruchu. Ponadto osoby te musiały by wciąż przebywać przy źródle prądu elektrycznego. Systematyczne nagrzewanie organizmu grzałkami elektrycznymi nie jest korzystne gdyż powoduje, że organizm przyzwyczaja się (adaptuje) do zwiększonej temperatury i potem żąda coraz wyższej, jeśli jej nie zwiększymy wówczas zaczynamy marznąć. Zauważyłem, że także długie noszenie obuwia pokrytego wewnątrz kożuszkiem jest dla zdrowia szkodliwe ponieważ kożuszek stopniowo kumuluje wydzielane przez stopy toksyny i potem ponownie je oddaje do stóp co powoduje ich przegrzewanie. Postanowiłem więc wykorzystać w celach regulacji termicznej naturalny ludzki termostat jakimi są przekazy informacyjne płynące z termoreceptorów i skoordynowane z nimi sygnały płynące z baroreceptorów. Biostymulatory, które zaprojektowałem i skonstruowałem doskonale spełniły to zadanie. Bardzo delikatnie rozgrzewały stopy, a zarazem rozmieszczone tam zakończenia nerwowe (receptory), co z kolei przyśpieszało krążenie krwi, głównie w nogach, ale po części także w całym organizmie, powodując delikatne rozgrzewanie, a skutkiem tego w niewielkim stopniu rozrzedzała się krew. Biostymulatory te należało spłukiwać wodą z gromadzących się na ich powierzchni niewielkiej ilości toksyn i natychmiast ponownie zakładać gdyż nie chłoną wody. Dzięki rozrzedzeniu krwi, receptory jak i baroreceptory prowokowały trochę lepsze dokrwienie i dotlenienie także całego organizmu, a tym samym przekazywały intensywniejsze bodźce informacyjne. Oczywiście wszystkimi tymi reakcjami kieruje centralny układ nerwowy poprzez odbierane sygnały z całego organizmu. Układ ten reaguje poprawnie gdy na czas otrzymuje prawidłowe informacje z poszczególnych narządów. Przyśpieszenie krążenia krwi jest równoznaczne z intensywniejszymi przemianami metabolicznymi, a skutkiem tego szybszym przekazem informacji. Aby organizm mógł poprawić swoje funkcje konieczne jest przyśpieszenie przemian metabolicznych. Wtedy wzmocniony system informacyjny przekazuje sygnały do serca o konieczności zwiększenia ciśnienia krwi. W wyniku tego tworzy się też więcej produktów odpadowych tzw. toksyn pometabolicznych, które organizm musi odprowadzać. Organizm ludzi, zwłaszcza osób starszych, nie jest w stanie efektywnie odprowadzać nadmiaru toksyn, które powstają w rezultacie przyśpieszenia metabolizmu z powodu zmniejszania się sprężystości tkanek jak i naczyń. Wiadomo, że toksyny kumulują się głównie w nogach co jest powodem tworzenia się krwistych zastojów i żylaków. Biostymulatory jak już kilkakrotnie wspominałem wzmacniają krążenie tętnicze i żylne, nie wspomagają jednak układu zwrotnego na tyle intensywnie aby organizm mógł swobodnie i ciągle pozbywać się toksyn. Dlatego nadmiar toksyn, tzw. ciężkich, spływa do stóp. Dzieje się tak bez względu na to czy używa się biostymulatory czy też nie. Ponadto ziemska grawitacja także powoduje, że są one wypychane do stóp. Opracowałem więc prosty sposób wydalania nadmiaru toksyn. W instrukcji użytkowania biostymulatorów zawarłem informację o konieczności mycia biostymulatorów oraz stosowania podczas ich noszenia, a także po ich wyjęciu, grubych sfrotowanych spodem skarpet i kilkakrotną ich wymianę podczas każdego dnia, lub noszenia cienkich skarpet i wkładek filcowych oraz co najmniej dwu, trzykrotnej ich wymianie w czasie każdego dnia. Tak skarpety frotowane jak i wkładki filcowe klienci mogli zamawiać w firmie razem z biostymulatorami. Niestety w obuwiu trudno jest wszystko pomieścić, a ponadto wielu ludziom nie chciało się tego robić i cały czas chodzili w biostymulatorach ponieważ było im ciepło w nogi. Po dniu lub kilkudniowym stosowaniu biostymulatorów należało, skracać czas ich użytkowania. Natomiast po uzyskaniu zadawalającej poprawy zdrowia wystarczało używać je dwa lub trzy razy w tygodniu po kilka godzin, o tym decydował użytkownik w zależności od własnego odczucia. Czym dłużej używa się biostymulatory tym szybciej się one zużywają, zależne to było również od masy ciała danego użytkownika. Biostymulatory działają zazwyczaj od jednego do pięciu miesięcy. Wymianie skarpet i/lub wkładek poświęcałem dużo uwagi. Jeśli bowiem ktoś nosząc biostymulatory nie wymieniał ani skarpet ani wkładek filcowych, to zwiększona ilość toksyn kumulowała się w stopach i oprócz tworzenia się krwistych zastojów w nogach, stawały się one ciepłe i mokre, potem mokre i zimne, a po pewnym czasie odczuwało się zimno, rwanie i ból w nogach ponieważ powodowały to zgromadzone toksyny. Ponadto ludzki organizm funkcjonuje podobnie jak bojler elektryczny, gdy woda w bojlerze stygnie, bojler włącza grzałkę elektryczną i ją dogrzewa, gdy się nagrzeje wyłącza. Ludzki organizm działa podobnie, gdy jakiś narząd niedomaga, wówczas organizm obkurcza krążenie – zazwyczaj obwodowe, a tą zaoszczędzoną nadwyżkę kieruje do osłabionego czy chorego narządu, który wymagał zintensyfikowania metabolizmu by mógł on dokonać samoregulacji i/lub samonaprawy. Obkurczenie powoduje tzw. stres naczyniowy co można łatwo rozpoznać po tym, że stopy, ręce i tkanki skórne całego ciała stają się chłodniejsze. Natomiast głęboki stres objawia się występowaniem tzw. „gęsiej skórki” na tkankach obwodowych. Po dokonaniu samonaprawy organizm ponownie rozkurcza naczynia obwodowe, a stopy się ucieplają, itd. Jeśli ktoś użytkował biostymulatory nie odprowadzając toksyn i/lub użytkował je ciągle, powodując, że stopy stale były ciepłe, wówczas organizm nie był w stanie obkurczyć naczyń obwodowych. Wtedy serce, oprócz normalnej pracy, dodatkowo musiało także w przypadku choroby czy wysiłku bardziej przyśpieszać puls i/lub zwiększać skurcz i rozkurcz. Musiało zatem przepompować zwiększoną ilość krwi, tak do chorego narządu jak i do kończyn w których system informacyjny nie spowodował obkurczenia naczyń. Zrozumiałym jest, że serce pracując w tak intensywny sposób przez długi czas, było przeciążane. Mogło to wpłynąć niekorzystnie na mięsień sercowy gdyż stałe zaniedbywanie wymogu odprowadzania toksyn i stałe ocieplanie stóp, a tym samym ograniczanie obwodowego stresu naczyniowego mogło doprowadzić do zawału serca. (Zauważyłem, że osoby mające wysokie ciśnienie krwi, zazwyczaj mają ciepłe nogi co dowodzi, że ich obwodowy układ nerwowy znacznie osłabił lub utracił więź informacyjną i nie jest w stanie spowodować przymknięcia (stresu) naczyń obwodowych.) Dowodzi to, że ich organizm adaptacyjnie utrwalił rozkurcz naczyń obwodowych i nie jest w stanie spowodować efektywnego skurczu. Wiem o przypadkach zawałów serca u kilku osób noszących biostymulatory z powodu nieodprowadzania toksyn z nóg. Pomiędzy nimi był mój szwagier, który z tego powodu w krótkim czasie miał aż trzy zawały serca. Pomimo, iż podkreślałem mu konieczność odprowadzania toksyn, to choć jest on inżynierem chemikiem, a jego żona, a moja siostra pielęgniarką, to jednak tak prosta i logiczna informacja nie docierała do ich psychiki. Mało tego, gdy im o tym przypominałem spotykałem się z ich strony z ironią, a nawet ze słowną agresją. Do ich psychiki do dziś nie dotarło to, pomimo, że niejednokrotnie im to podkreślałem, że odprowadzając toksyny z nóg wspomagają układ krążenia całego organizmu, a tym samym poprawiają stan swojego zdrowia. Wówczas siostra do mnie w ironicznym tonie mówiła „tak, tak wkładki wyleczą ludzi z wszystkich chorób…”. W innych rozdziałach opiszę jakie konsekwencje złego stosowania biostymulatorów poniósł Papież Jan Paweł ll i niektórzy dostojnicy kościoła oraz Edward Gierek i inni użytkownicy.
W 1993 roku, wspomniany na wstępie białoruski dziennikarz, a wespół z nim lekarze białoruscy zdecydowali się przeprowadzić doświadczenia z biostymulatorami na grupie osób z chorobą popromienną której nabawili się w wyniku awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu. Niektórzy z nich byli wówczas w wojsku i musieli uczestniczyć w usuwaniu tej awarii. Efekty zdrowotne jakie uzyskali oni już w kilka tygodni przeszły najśmielsze oczekiwania. Powiadomił mnie o tym i zaprosił na konferencję prasową, którą w związku z tymi wynikami zorganizował w Grodnie dziennikarz Włodzimierz Małaszkiewicz oraz lekarze którzy nadzorowali ten eksperyment. Przekonali się oni, że choć ja nigdy nie stosowałem biostymulatorów u osób z chorobą popromienną ponieważ takich nie znałem, to wystarczyła mi sama teoria o przepływie informacji jaką zbudowałem aby inni uzyskali takie efekty. Należy pamiętać, że były to lata 1993-4 gdy o przepływie informacji w ludzkim organizmie nikt lub mało kto wiedział, a lekarze którzy mnie słuchali odnosili się do tego ironicznie. Ponieważ w Polsce niektóre media, a zwłaszcza „Dziennik Zachodni” i „Gazeta Wyborcza” systematycznie wyśmiewały mnie oraz skonstruowane przeze mnie biostymulatory, postanowiłem więc zaprosić na konferencję w Białorusi także dziennikarzy z Polski. Chęć wyjazdu wyraziło dwóch dziennikarzy, Jerzy Wiśniewski z Katowic oraz Roman Roesler z Gliwic. Na konferencję dotarliśmy przed czasem, więc czekaliśmy aż przyjdą pozostali dziennikarze oraz lekarze którzy nadzorowali chorych stosujących biostymulatory. Rozmawialiśmy o uzyskanych wynikach do chwili gdy w pewnym momencie na salę weszło dwóch mężczyzn i zaczęli rozmawiać z panem Małaszkiewiczem oraz z lekarzami. Nie znam języka rosyjskiego ani białoruskiego, zatem nie wiedziałem o co im chodzi. Widziałem pewne poruszenie pomiędzy nimi podczas rozmowy. W końcu podszedł do mnie pan Małaszkiewicz i powiedział, że nie możemy na konferencji powiedzieć o uzyskanych wynikach na osobach, które uzyskały tak duże wyniki w przypadku chorób popromiennych. Powiedział mi, że tych dwóch panów to ważne osoby i zabronili im publikować te informacje, powiedział też dlaczego. Otóż Białoruś otrzymuje duże międzynarodowe dotacje dewizowe na walkę ze skutkami popromiennymi, jeśli ogłosimy te informacje to Białoruś może nie otrzymać tych dotacji. Na konferencji poruszaliśmy zatem wyniki uzyskiwane w przypadkach innych chorób. Po konferencji pan Małaszkiewicz napisał w białoruskiej gazecie o wynikach uzyskanych w przypadkach wielu innych chorób, pomijając temat chorób popromiennych.
Po powrocie do Polski zorganizowałem konferencję prasową w Sali Klubu Dziennikarzy w Katowicach przy ul Młyńskiej 3. Poprosiłem aby na konferencję przyszli także Jerzy Wiśniewski oraz Roman Roesler, po to aby potwierdzili osobiście to co słyszeli i widzieli w Białorusi. Przyszedł tylko Jerzy Wiśniewski, gdyż Roman Roesler nie mógł. Na konferencji opowiedziałem o wydarzeniach w Białorusi i sukcesach tamtych lekarzy. Powiedziałem też o skutecznym zwalczaniu tą metodą wielu chorób, a także o uzyskanych w Białorusi rezultatach mając nadzieję, że poprzez publikacje w polskich mediach dotrę do krajów które borykają się ze skutkami popromiennymi. Moje relacje potwierdził Jerzy Wiśniewski. Jakież było moje rozczarowanie gdy już na drugi dzień w „Dzienniku Zachodnim” ukazał się artykuł szkalujący, wyszydzający i ośmieszający mnie. Napisano, że Kazimierz Piotrowicz twierdzi, iż wkładkami do butów leczy wszystkie choroby, także choroby popromienne… Taki artykuł był wystarczająco śmieszny aby mnie skompromitować i narzucić czytelnikom niechęć do skorzystania z mojej metody. Nie napisano nic pozytywnego o czym mówiłem na konferencji. Podczas tej, jak i każdej innej konferencji, gdziekolwiek potem je organizowałem, wręczałem wszystkim dziennikarzom po kilka par biostymulatorów i wykonywali oni na nich autodiagnozę kładąc je do swego obuwia. Proponowałem im aby na jednej parze biostymulatorów wykonali autodiagnozę podczas konferencji, a na pozostałych wykonali autodiagnozę w domu członkom swojej rodziny. Za każdym razem wszyscy potwierdzali prawdziwość wskazań swych chorób, o których zazwyczaj wiedzieli. Tak samo było i tym razem, lecz pomimo potwierdzenia swych odczuć na konferencji przez wszystkich dziennikarzy, tylko dwóch potwierdziło to w swych artykułach na łamach prasy i to tylko zdawkowo. Pozostałe potwierdzenia jakie się ukazywały w mediach to głównie umieszczane przeze mnie informacje w płatnych reklamach o konferencji w Białorusi oraz artykuły pana Małaszkiewicza w Białorusi. Nie poszły jednak one na marne. Przypadkowo przeczytali je lekarze w Mińsku. Krótko potem zadzwoniła do mnie dr Ludmiła Mazanik, która była także członkiem Międzynarodowej Akademii Technologii Informacyjnych, mieszczącej się w Mińsku przy ul Akademickiej 6. Akademia ta nie kształciła i nie kształci studentów lecz poszukuje osób, które mają jakieś duże osiągnięcia, a pomimo to nie mogą się przebić przez decydenckie środowiska naukowe. Akademia postawiła sobie za cel poszukiwanie ludzi sukcesu w każdej dziedzinie nauk. Wyszukiwała ich na całym świecie i pomagała im w taki sposób, że Rada Naukowa tej Akademii oraz inni jej członkowie najpierw sprawdzali ich prawdziwość, a dopiero po tym sprawdzeniu zapraszali ich do współpracy. W moim przypadku prawdziwość efektów sprawdzili lekarze w kilku szpitalach, które były miejscami ich pracy. Po stwierdzeniu prawdziwości zaprosili mnie do współpracy.
Gdy na samym początku zgłosiła się do mnie telefonicznie dr Ludmiła Mazanik zaprosiłem ją do Polski do mojego domu. Przez trzy dni słuchała moich wywodów o komunikacji komórkowej oraz wzmacnianiu przekazu tych informacji pomiędzy komórkami narządów oraz do i z centralnego układu nerwowego. Podczas takich wykładów zawsze stosowałem metodę autodiagnozy na osobach słuchających tego wykładu, po to, aby dowieść prawdziwości moich opracowań. Zastosowałem ją również na dr Mazanik. Gdy po trzech dniach dr Mazanik odjeżdżała, skłoniła się przede mną w pół mówiąc; tak głęboki ukłon przed panem składam aby wyrazić panu szacunek za to osiągnięcie. Już po tygodniu od wyjazdu zadzwoniła do mnie i zaprosiła mnie do Mińska abym szerzej przedstawił tą metodę członkom Rady Naukowej Akademii oraz grupie lekarzy którzy też chcieli się z tą metodą zapoznać. Ponieważ w Polsce byłem wciąż w mediach ośmieszany, ucieszyłem się na to zaproszenie więc postanowiłem z niego skorzystać i pojechałem do Mińska. Po wielogodzinnych dyskusjach z naukowcami i lekarzami, które trwały kilka dni, podjęto decyzję, iż lekarze podejmą się medycznych badań klinicznych, w których ja jako jej autor byłbym konsultantem. Ucieszyłem się z tej propozycji i natychmiast wyraziłem zgodę. Lekarzy, a pośród nich byli także czołowi profesorzy białoruskiej medycyny, nie trzeba było do tej metody przekonywać, wiedzieli oni, że komunikacja komórkowa funkcjonuje w całym ludzkim organizmie. Postanowiono zatem podjąć badania wielokierunkowe. Ponieważ nie posiadałem wykształcenia medycznego, więc abym mógł oficjalnie uczestniczyć w tych badaniach i aby można było moje nazwisko zamieszczać w opisach uzyskiwanych wyników nadano mi tytuł „kandydata nauk”. Po uzyskaniu rewelacyjnych wyników, na następnym spotkaniu w Mińsku zaproponowano mi wstąpienie do Międzynarodowej Akademii Technologii Informacyjnych jako jej członek. Bardzo ucieszyłem się z tej propozycji. Do Białorusi jeździłem rzadko, głównie z powodu nieznajomości języka rosyjskiego i białoruskiego. Natomiast przyjeżdżali do mnie lekarze, zazwyczaj dr Ludmiła Jurijewna Mazanik, która między innymi stanowiskami pełni funkcję dyrektora naukowo-badawczego ośrodka medycznego w Mińsku, a która jest także członkiem Białoruskiej Akademii Nauk (BAN). Do obecnej chwili przeprowadziła i opublikowała ona piętnaście prac naukowych opartych na mojej metodzie na co otrzymała od BAN dwa granty. Czasem przyjeżdżał do mnie prof. dr nauk medycznych Iwan Pietrowicz Daniłow, który w Białorusi pełnił wiele ważnych funkcji, a który dobrze znał język polski. Jest on autorem ponad trzystu prac naukowych, między innymi był też Przewodniczącym Państwowego Centrum Pomocy chorym na Hemofilię i udowodnił skuteczność mojej metody na osobach mających Hemofilię. Przyjeżdżał też profesor Gerald Grigoriewicz Manshin doktor nauk technicznych, który również pełnił wiele ważnych funkcji w Białorusi, opublikował także ponad trzysta prac naukowych, ma też dużą ilość nagród jak i tytułów państwowych. W młodym wieku przeszedł on przygotowania w centrum lotów kosmicznych na Bajkonurze, tam gdzie szkolił się także Jurij Gagarin.
Wszystkich lekarzy jak i naukowców (było ich ponad dwustu) przekonałem tak teoretycznie jak i praktycznie, że niemal wszystkie choroby postępujące mają swój początek w zaburzeniach komunikacji pomiędzy komórkami usadowionymi peryferycznie wokół uszkodzonych komórek, autonomicznym narządowym układem informacyjnym i/lub centralnym i obwodowym układem nerwowym. (Stąd w 1989 roku wynikło moje zainteresowanie receptorami stóp.) Gdy uszkodzone komórki nie są efektywnie rozpoznawane przez otaczające je komórki to zazwyczaj zawodzi także narządowy autonomiczny układ informacyjny. Ponadto gdy dodatkowo na drodze przekazu do centralnego układu nerwowego istnieją przeszkody, wówczas sygnały te nie są w stanie efektywnie powiadomić mózgu, a ten nie analizuje tych zakłóceń, zatem nie wysyła zwrotnych odpowiedzi. Jeśli wzmocnimy przepływy tych informacji, wówczas w uszkodzonych komórkach uaktywni się system samoregulacyjny, samoobronny, samonaprawczy lub proces autoagresji i dzięki aktywniejszej kontroli przez zdrowe komórki, chore komórki zostaną naprawione lub zniszczone, a w ich miejsca wbudowują się nowe zdrowe komórki. Dziś wiadomo, że chodzi tu o komórki macierzyste, ale w tych latach nic jeszcze nie wiedziano o komórkach macierzystych. Prowadzone obserwacje osób chorych na chorobę popromienną w Białorusi wykazały, że już po kilku dniach zaczęła z nich wydalać wraz z moczem duża ilość radionuklidów. Natomiast po kilku tygodniach, a u niektórych z tych osób po kilku miesiącach znacząco zmniejszyły się lub ustąpiły niemal wszystkie dolegliwości związane z napromieniowaniem. Stało się dokładnie tak samo jak w Grodnie, których to pacjentów nadzorowali tamtejsi lekarze.
Lekarze, którzy zaprosili mnie do współpracy, a zwłaszcza dr Mazanik zdecydowali się też na inne badania. Między innymi napromieniowane kobiety będące wówczas w ciąży, a które poddały się mojej metodzie, roniły ciążę. Okazało się, że każdy z poronionych płodów był zdeformowany. Natomiast u kobiet będących w ciąży, które nie były napromieniowane, ciąża jak i poród odbywały się wzorcowo. Taka reakcja systemu informacyjnego organizmu kobiet jest zupełnie naturalna ponieważ przyroda nie zna pojęcia litości, zatem gdy rozpozna twór nienadający się do życia pozbywa się go. W Japonii ludzie mieszkający w Hiroszimie i Nagasaki, na które amerykanie podczas ll wojny światowej zrzucili bomby atomowe, ludzie do dziś odczuwają tragiczne tego skutki. Również współczesne awarie elektrowni atomowych spowodowały wiele szkód w zdrowiu osób przebywających w otoczeniu tych elektrowni. Gdy napisałem list do Ambasady Japonii w Polsce i opisałem uzyskane w Białorusi rezultaty, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Zapewne dlatego, że masowe kłamstwa medialne na mój temat zniechęciły ich do zainteresowania się moją metodą lub też nie uwierzyli aby jakiś tam Piotrowicz mógł opracować metodę, której nie udało się opracować żadnemu naukowcowi na świecie. Pomimo istnienia tak doskonałej i zarazem prostej metody, do dziś rodzą się zdeformowane dzieci na terenach tych skażeń. A wystarczyłoby choć trochę uczciwości i odwagi decydenckiego świata medycznego aby sprawdzić i ogłosić tą, sprawdzoną w Białorusi metodę oraz rezultaty jakie uzyskiwałem w gliwickim Instytucie metodą BEFTT w niemal wszystkich przypadkach chorób postępujących i jak najszybciej wprowadzić ją do lecznictwa. Będzie jeszcze korzystniej dla finansów każdego państwa, gdy wdroży się ją także do zapobiegania chorobom.
Jeszcze raz przypomnę, że gdy z wynikami badań zapoznali się Członkowie Rady Naukowej Międzynarodowej Akademii Technologii Informacyjnych (MAIT) w Białorusi, natychmiast zaprosili mnie do stałej współpracy naukowej w zakresie wdrażania medycznych technologii informacyjnych. Potem w wyniku wielu innych wspólnych doświadczeń medycznych, na przestrzeni lat uhonorowywano mnie kolejno wszystkimi stopniami to jest: 1. Kandydat Nauk, 2. Docent, 3. Doktor, 4. Profesor, 5. Profesor Członek Korespondent, 6. Profesor Akademicki – tak brzmią wpisy na moich dyplomach. W 2004 roku nadali mi oni także tytuł człowieka roku. Gdy pisałem o tym w Polsce, fakty te dwukrotnie sprawdzali pracownicy Polskiej Ambasady na Białorusi o czym informowali mnie członkowie Rady Naukowej MAIT. W Polsce jednak nigdy tego nie opublikowano, gdyż nobilitowało by to mnie w oczach opinii publicznej, a podważało wiele dotychczasowych nauk medycyny konwencjonalnej jak i ich twórców.
Obecny system wzmacniania komunikacji komórkowych, który opracowałem przy użyciu materaca BEFTT jest wielokrotnie skuteczniejszy ponieważ wykorzystuje się go podczas snu nie tracąc czasu w czasie dnia. Nie należy jednak przesadzać z ustawianiem parametrów wzmacniających krążenie, ponieważ organizm nadmiernie pobudzony spowoduje, że trudno będzie zasnąć. Nastawami sterownika materaca można także na życzenie spowolnić krążenie. Proszę zapoznać się z rozdziałem pt. „Co to jest i jak działa metoda BEFTT”.