Bez tlenu możemy przeżyć najwyżej kilkanaście minut. W jaki zatem sposób i dlaczego podając chorym z przewlekłą niewydolnością oddechową tlen, by przedłużyć im życie, nieświadomie zabija się ich tlenem?
Pewnego dnia zadzwonił do mnie, (dziś już nieżyjący) prof. dr hab. n med. Zygmunt Antoszewski – wieloletni Kierownik Zakładu Anestezjologii i Reanimacji Centralnego Szpitala Górniczego w Katowicach-Ochojcu, twórca pierwszego polskiego „sztucznego płuco-serca”, proponując mi spotkanie u mnie w gliwickim Instytucie. Ponieważ słyszałem o profesorze jako o lekarzu, który wdraża ciekawe niekonwencjonalne metody leczenia, ucieszyłem się z propozycji tego spotkania.
Profesor przyjechał do mnie, przeszedł po piętrach mojego Instytutu, obejrzał pokoje oraz porozmawiał z dyżurującą wówczas lekarką Mariolą M., a następnie zaprosił nas do Kliniki w Katowicach Ochojcu, której był kierownikiem. Podczas spotkania szeroko opowiedział o ozonoterapii jaką opracował oraz stosuje i rozpowszechnia. Powiedział, że ponieważ ja zatrudniam pielęgniarki i lekarzy, zatem proponuje mi abym jego metodę zastosował również w Instytucie. Profesor Antoszewski opowiedział na czym polega jego metoda leczenia. Do strzykawki pobierana jest krew od pacjenta, do której dodawany jest cytrynian sodu, po to aby spowolnić proces jej krzepliwości i poddaje się ją zmieszaniu z czystym tlenem. Następnie krew tą naświetla się promieniami ultrafioletowymi, aby wytworzyć w niej ozon. Po tym zabiegu krew ta wstrzykiwana jest z powrotem pacjentowi, od którego została pobrana. Powiedział, że zaobserwował znaczącą poprawę u tych chorych, zatem rozpropagowuje ją pośród lekarzy i ośrodków zdrowia. Podczas kolejnego spotkania z profesorem w Klinice w Katowicach Ochojcu opowiedział jakie perypetie przechodził ze środowiskiem lekarskim gdy wdrażał tą metodę, pomimo, że był znanym i szanowanym profesorem medycyny. Opiszę tu tylko jeden z przypadków, o których mi opowiedział. Mówił; „gdy wystąpiłem na sympozjum medycznym przedstawiając tą metodę, po skończeniu prelekcji rozpoczęła się kontrowersyjna dyskusja. Lekarze z sali zarzucili mi, że ozonem tym zabijam pacjentów. Wówczas odpowiedziałem na te zarzuty: …tak, ja zabijam pacjentów ozonem, czyli tlenem trzyatomowym, a wy też zabijacie pacjentów tyle tylko, że tlenem dwuatomowym…”.
Ponieważ niegdyś interesowałem się publikacjami o ozonoterapii, a nawet sam ją stosowałem, tyle tylko, że w zupełnie inny sposób i do własnego użytku, zatem opiszę obie te metody, a także trzecią metodę tlenoterapii skoncentrowanym tlenem jaką powszechnie stosują lekarze lecząc pacjentów z niewydolnością oddechową, a którą jak twierdził Profesor Antoszewski, lekarze zabijają pacjentów.
Uważam i w dalszej części tego rozdziału udowodnię, że profesor Antoszewski nie zabijał pacjentów ozonem lecz im pomagał. Także lekarze podający pacjentom skoncentrowany tlen nie mają na celu ich zabicie lecz ratowanie im życia. Aby to udowodnić opiszę, jak już wspomniałem, kolejno wszystkie trzy metody.
Pierwsza to ozonoterapia Profesora Antoszewskiego.
Ludzki organizm zaadoptował się do oddychania tlenem dwuatomowym. Niemniej jednak każdy człowiek mógł doświadczyć w życiu także chwilowego oddychania ozonem czyli tlenem trzyatomowym, który wydziela się podczas burzy oraz ulewnych deszczy i nasyca powietrze. Przypomnijcie sobie (szczególnie osoby starsze) rewelacyjne odczucie głębokiego oddechu jakiego doznawaliście gdy wyszliście na dwór bezpośrednio po takiej burzy i wciągnęliście do płuc powietrze. Zjawisko to wynika z obronnego uaktywnienia się płuc, gdyż w wyniku ingerencji wdychany ozon (trzyatomowy tlen) pobudza układ odpornościowy człowieka, co z kolei rozdyma pęcherzyki płucne, które wprowadzają do krwi więcej tlenu i pobudza krążenie. Dzięki temu organizm pozyskuje większą ilość tlenu i lepiej wysyca nim narządy i tkanki. Zwiększona ilość tlenu pozwala na efektywniejszy metabolizm co z kolei lepiej odżywia cały organizm. Podobne zjawiska występują w słotne dni nad morzem, tylko, że tam po burzy uwalnia się dodatkowo także jod. Lekarze zalecają chorym na tarczycę czy niewydolność płuc wczasy lub sanatoria nad morzem wiosną lub jesienią, gdyż wówczas występuje tam większa ilość burz, a w powietrzu jest więcej jodu i ozonu. Po sztucznym wytworzeniu przez prof. Antoszewskiego w krwi chorego niewielkiej ilości ozonu, informacyjny system organizmu uznaje ten ozon jako ingerencję, gdyż organizm zaadoptował się do oddychania tlenem dwuatomowym wchłaniając go poprzez pęcherzyki płucne, a nie trzyatomowym ingerencyjnie wytwarzanym bezpośrednio w krwi. Dlatego podobnie jak w powyższym opisie organizm pobierając ozon natychmiast uaktywnia układ odpornościowy do walki gdyż uznaje go „za intruza”. Organizm dość szybko pozbywa się trzeciego atomu tlenu z wprowadzonego ozonu, jednak dzięki takiemu uaktywnieniu jako efekt uboczny zamierzony przez profesora Antoszewskiego, zostaje pobudzony układ odpornościowy, który nie znajdując „wroga” podejmuje walkę z innymi zagrożeniami w organizmie. W ten właśnie sposób profesor Antoszewski uzyskiwał u pacjentów poprawę stanu zdrowia, adekwatną do danej choroby i w zależności od stanu jej zaawansowania. Oczywiście zbyt częsta taka ozonoterapia na pewno wyrządziła by szkodę organizmowi gdyż nie jest on w stanie przeprogramować się do wykorzystywania tlenu trzyatomowego. Organizm, tak podczas ozonoterapii jak i po jej zakończeniu, wciąż pozyskuje tlen dwuatomowy poprzez układ oddechowy.
Druga metoda to ozonoterapia jaką ja stosuję od wielu lat, ale tylko do własnego użytku.
Kupiłem matę do masażu wodnego w wannie, która wydziela ozon. Jednak w wannie nigdy nie włączam ozonu, ponieważ wdychany ozon bezpośrednio do płuc przez dłuższy czas niszczy florę bakteryjną płuc i czyni tym duże szkody. (Powszechnie wiadomo, że ozonem zabija się zarazki i inne drobnoustroje w basenach publicznych.) Opracowałem więc taki sposób wykorzystania tych zabójczych zdolności ozonu by uzyskać zamierzony efekt lecz nie zaszkodzić organizmowi i nie uszkodzić płuc.
Dzięki mikroskopom elektronowym dowiedzieliśmy się z iloma „lokatorami” śpimy w łóżkach w postaci roztoczy i innych nie tylko pasożytniczych mikroorganizmów. Nadmiar namnażających się służebnych nam mikroorganizmów także jest szkodliwa. Obmyśliłem więc sposób zabijania tych „lokatorów” ozonem.
Wkładam matę do łóżka w taki sposób aby ozon dostawał się we wszelkie szczeliny materaca, oczywiście materaca który ja opracowałem, a którego produkcja z całą mocą była zwalczana przez decydencki świat medyczny w Polsce. Żaden z materacy sprzedawanych w sklepach i marketach nie nadaje się do tego celu. Następnie aby efektywnie zdezynfekować materac ozonem, przykrywam go kołdrą pod którą sypiam, włączam wytwornicę ozonu, zamykam pokój oraz blokuję grawitacyjną wentylację wywiewną i wychodzę z pokoju na kilka godzin. Czas dezynfekcji uzależniony jest od wielkości pokoju. Po kilku godzinach wchodzę do pokoju na trzy minuty, otwieram okna, i wyłączam wytwornicę ozonu, a przy okazji przez te trzy minuty oddycham powietrzem w którym znajduje się spora ilość ozonu. Wprowadzam zatem do płuc ozon drogą oddechową, który dopiero poprzez pęcherzyki płuc dostaje się do krwi, a nie bezpośrednio do krwi jak robił to profesor Antoszewski. Należy pamiętać aby w ozonie nie przebywać dłużej, by nie zdezynfekować płuc, gdyż wówczas „wytłuczemy” także znaczną część flory bakteryjnej płuc, bez której płuca nie mogły by funkcjonować. Mało ludzi wie, że spożywanie pokarmu ma na celu odżywianie flory bakteryjnej naszego organizmu, która odżywiając się nim przerabia ten pokarm, a dopiero tymi przetworzonymi przez nią składnikami odżywia się nasz organizm. Niestety przykro powiedzieć, ale przyjeżdżali do mnie pacjenci, którym lekarze zalecali długotrwałe zażywanie antybiotyków i równocześnie nie zalecali im osłonowo wzmacniania flory bakteryjnej. Ich organizm był bardzo mocno opanowany przez grzyby, bakterie i wirusy. Sądzę, że lekarze ci nie robili tego z premedytacją lecz ze zwykłej rutyny, uznając, że uzupełnianie flory bakteryjnej podczas zażywania antybiotyków jest tak oczywiste, iż każdy człowiek powinien o tym wiedzieć. Wprawdzie po burzy przebywamy na dworze w ozonie dużo dłużej niż trzy minuty, ale ozon po burzy nie jest tak mocno skoncentrowany i szybko jest rozwiewany. Zapewne zauważyliście, że od jakiegoś czasu po burzach nie wyczuwa się już ozonu w powietrzu. (Możliwe, że z powodu olbrzymich dziur ozonowych w atmosferze ozon ten już się nie wytrąca, a może z innego powodu?) Równocześnie z dezynfekcją materaca dezynfekuje się cały pokój, każdy jego zakamarek. Taką ozonoterapię wykonuję raz na trzy do sześciu miesięcy. Powinniście wiedzieć, że tak powszechne dziś choroby immunologiczne i płucno oskrzelowe, a co za tym idzie alergie, często są powodowane nadmierną i zbyt częstą dezynfekcją mieszkania tak masowo propagowanymi w reklamach i nieświadomie systematycznie stosowanymi przez ludzi środkami chemicznymi. Drugą powszechną przyczyną jest niewłaściwa wentylacja, suchość powietrza, którym oddychamy, co zazwyczaj powodowane jest zbyt wysoką temperaturą jaką utrzymujemy w mieszkaniu. (W moim domu przez cały rok staram się utrzymać temperaturę od 14 do 17 stopni Celsjusza.) Gdy systematycznie środkami chemicznymi zabijamy wszystkie drobnoustroje, układ odpornościowy człowieka nie mając z czym walczyć „leniuchuje”. Jest to szczególnie groźne w przypadku małych dzieci gdyż ich układ odpornościowy nie uczy się rozpoznawania zagrożeń i sposobów podejmowania walki z nimi. (Zapewne znacie powiedzenie, że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.) Jest więc zupełnie zrozumiałe, że w takich warunkach dziecko musi chorować. Wtedy nawet mniej groźne bakterie wchłonięte przez organizm dziecka powodują choroby i/lub alergie. Ponadto, ogromne szkody czyni centralne ogrzewanie, które wysusza powietrze, powodując, że wysychają nam błony śluzowe, nie tylko układu oddechowego. Przy tym, gdy w małym mieszkanku mamy kotka, który jak wiadomo oddycha poprzez sierść i rozsiewa w powietrzu wyschnięte alergeny, a na dodatek głaszczemy go przenosząc te zarazki na ręce, i potem wprowadzamy do ust, to zagrożenia te zwiększamy. Bywa, że równocześnie posiadamy dyszącego z powodu wysokiej temperatury i małej ilości tlenu w mieszkaniu pieska, zwłaszcza zimą, wówczas dopełniamy zagrożenia tymi coraz powszechniejszymi chorobami. W przypadku takich chorób zrozumiałym jest, że lekarze muszą podawać chorym leki, które pobierane przez dłuższy czas też nie są obojętne dla organzimu i czynią kolejne szkody. Wiele alergii ma też swój początek w nietolerancjach pokarmowych spowodowanych zbyt małą ilością flory bakteryjnej w układzie pokarmowym, lub nadmiaru innych szkodliwych bakterii, jak np. Helikobakter Pylori czy Lamblie, co z kolei znacznie zmniejsza warstwę błon śluzowych na ściankach układu pokarmowego. Nierzadko przyczyną bywa też pośpiech w jedzeniu i/lub jedzenie źle dobranych produktów spożywczych. Możliwe, że dlatego niektóre osoby alergiczne czy też mające problemy skórne, postępują podświadomie fundując sobie w domu kotka i/lub pieska, które z całą pewnością wniosą do domu wiele zarazków. Mocny organizm zarazki te efektywnie wykorzysta do pobudzenia immunologicznego, ale jeśli jest zbyt słaby lub dana osoba jest w podeszłym wieku i nie jest w stanie wykształcić przeciw nim odporności to wykorzysta je do przyśpieszenia swojej śmierci (takie swoiste bioharakiri organizmu). Niektórzy ludzie nie wiedząc dlaczego, liżą się wzajemnie językami ze swoim kotkiem lub pieskiem. Otóż czynią to podświadomie, ponieważ mikroorganizmy żyjące w organizmie człowieka i kotka czy pieska też chcą modyfikować swój kod genetyczny wymieniając się nim z obcym osobnikiem. W ten sposób ich mikroflora może wzajemnie modyfikować zdolności odpornościowe i uczyć się kolejnych adaptacji. Podobnie jest z całowaniem się ludzi. Jednak mało kto wie, że także częste całowanie się z niewłaściwą osobą, „swego rodzaju chemicznym wrogiem”, zwłaszcza podczas seksu, może doprowadzić do poważnej choroby, a nawet do śmierci jednej z całujących się osób, zazwyczaj mężczyzny. Sądownictwo w Polsce odnotowuje rocznie zgony podczas seksu koło tysiąca osób na rozległy zawał serca. Pośród nich są też osoby, które nigdy nie chorowały na serce. Znacznie więcej umiera mężczyzn, rzadko kobiety, gdyż mężczyźni podczas seksu są zazwyczaj bardziej aktywni fizycznie. W przypadkach takich chemicznych agresji kobiety jedynie odczuwają niechęć do seksu z danym mężczyzną. Rozmawiając z tysiącami pacjentów stwierdziłem, że takich przypadków zgonów podczas seksu jest wielokrotnie więcej niż tysiąc, lecz nie są one odnotowywane gdyż uznawane są przez lekarzy za zgony naturalne, które de fakto są zgonami naturalnymi, tyle tylko, że wynikłymi z niewiedzy ludzi. Czytaj rozdział „Hapteny cisi zabójcy, czy obrońcy życia?” lub zapoznaj się ze stroną www.haptens.republika.pl. Niezmiernie ważne jest też aby nie tylko wietrzyć, ale także odpowiednio nawilżać mieszkanie, zwłaszcza sypialnie przed położeniem się do snu. Ludzie nie uzupełniają też w organizmie płynów w odpowiedniej ilości, zwłaszcza kobiety. Nierzadko od nich słyszałem: „nie piję gdy wychodzę z domu, bo będę miała parcie na pęcherz”. A przecież oddawanie moczu jest niczym innym jak oczyszczaniem się organizmu z toksyn i powinniśmy to robić systematycznie. Każdy człowiek powinien wiedzieć, że podczas ruchu lepiej uaktywnia się wymiana pobranych płynów. Zbyt mała ilość płynów, zwłaszcza wody powoduje zagęszczenie moczu. Przetrzymywanie w pęcherzu zagęszczonego moczu nie tylko wpływa na osłabienie sprężystości ścian pęcherza moczowego na którym rosną wtedy brodawczaki i inne narośla. Przetrzymywany mocz zalegając tuż nad cewką moczową, którą kobiety mają kilkakrotnie krótszą niż mężczyźni, nie tylko osłabia sprężystość ścian cewki moczowej ale równocześnie pozwala na wniknięcie przez nią bakterii i wirusów. Wiadomo, że kobiety mają znacznie częstsze zakażenia dróg moczowych niż mężczyźni. Jest to zazwyczaj spowodowane brakiem higieny mężczyzn, której powinni dokonywać przed seksem. Zapewne jest to także głównym powodem nietrzymania moczu u tak wielu kobiet. W wyniku konsultacji z pacjentkami, które leczyły się u mnie w gliwickim Instytucie stwierdziłem, że z tego powodu miały też wypadanie macicy. (U wszystkich kobiet, które miały problemy z nietrzymaniem moczu jak i wypadaniem macicy, problemy te zazwyczaj całkowicie znikały już po kilku dniach od zastosowania mojej kuracji.) Korzystnie jest też by w nocy gdy się obudzimy opróżnić pęcherz i wypić szklankę ciepłej wody. Dzięki temu że leżymy woda wolniej się wchłania, zatem znacznie lepiej rozmiękcza się treść pokarmowa w jelitach i lepiej nawadniają się błony jelitowe.
Trzecia metoda to metoda tlenoterapii skoncentrowanym tlenem.
Po przeczytaniu poniższej treści przekonacie się, że to co powiedział profesor Antoszewski, iż lekarze tlenem zabijają ludzi, owszem ma swoje uzasadnienie, lecz także nie jest do końca prawdziwe. Lekarze lecząc chorych objawowo tlenem na pewno przedłużają im życie, jednak patrząc na to perspektywicznie, równocześnie je skracają. Gdyby bowiem pacjenci w porozumieniu z lekarzem zastosowali działania profilaktyczne i zaniechali przyczyn, które powodują choroby płucno oskrzelowe, a które w zaawansowanych stanach chorobowych zmuszają lekarzy do systematycznego podawania im skoncentrowanego tlenu, pacjenci ci nie tylko nie musieli by pobierać stężonego tlenu lecz także żyli by znacznie dłużej niż gdy pobierają skoncentrowany tlen. Jak zwykle przyczyną takiego postępowania nie można obarczać lekarzy lecz pacjentów, którzy bagatelizują dbałość o swój organizm. Pacjenci ci z kolei też nie są temu winni, gdyż wina leży po stronie ich niewiedzy. Kto jednak może wyedukować społeczeństwo w zakresie zachowawczym gdy decydenci medycyny poprzez polityków ustanawiających prawo kształtują społeczeństwo na błędne i posłuszne owieczki medyczne, które nie mając świadomości i wiedzy zachowawczej nie są w stanie przeciwdziałać chorobom? Lekarze też nie są temu winni, ponieważ leczą w taki sposób w jaki uczą ich uniwersytety medyczne i nadzoruje to Izba Lekarska. Akademie medyczne od dawna nie kształcą studentów medycyny na lekarzy holistycznych lecz na sprzedawców leków i usług medycznych zatwierdzanych przez tych samych decydentów, którzy zniewalają absolwentów medycyny. Niejednokrotnie słyszymy lub czytamy w mediach, że gdy jakiś „zbuntowany” lekarz przekazuje prokuraturze i dziennikarzom informacje o drastycznych nieprawidłowościach w postępowaniu leczniczym czy doświadczalnym innych lekarzy, a zwłaszcza o niepotrzebnych doświadczalnych praktykach medycznych na pacjentach, w tym i na dzieciach, to nie ci decydenci ponoszą konsekwencje lecz ci lekarze którzy to zgłaszają są rugowani ze środowiska zawodowego!!! Niestety, nikt ich wtedy nie broni, a przede wszystkim powinni ich bronić pokrzywdzeni pacjenci, czego niestety nie robią… W 2004 roku w miesięczniku „Gazeta Lekarska” podano informację, że średnia długość życia lekarzy w Polsce jest krótsza o dwanaście lat od średniej krajowej! Gdy się nad tym zastanowicie, to przekonacie się, że jest to całkowicie zrozumiałe. Lekarze oprócz codziennych obciążeń czynników środowiskowych, przeciążeni są pracą i stresami, a gdy przyjmują pacjentów dochodzi do codziennych ich kontaktów z chorobami z którymi ich układ odpornościowy musi wciąż walczyć. Aby zarobić na utrzymanie rodziny pracują w kilku miejscach. Nie mają czasu dla rodziny i na odpoczynek. Ich organizm nie jest z żelaza, takie życie musi w końcu przynieść konsekwencje. Dlatego każdy człowiek powinien mieć szczególne uznanie i szacunek dla lekarzy, a przede wszystkim powinien być wobec nich miły i uprzejmy.
Każdy człowiek powinien wiedzieć, że każda choroba postępująca ma swój początek w psychice. Przeczytajcie jeszcze raz powyższe informacje o drugiej metodzie ozonoterapii, zanim zaczniecie czytać dalszą część. W tej części bowiem zajmę się najczęściej występującymi przyczynami niedomagań układu oddechowego. O przyczynach tych zapewne każdy słyszał lecz do świadomości niewielu ludzi dociera fakt, że przecież od dawna o tym wiedział. W innych rozdziałach opisując mechanizmy innych chorób, opisuję też inne niedomagania i ich przyczyny, które także prowadzą do wielu konsekwencji chorobowych, a które też warto zgłębić.
Żyjąc i przebywając długo w zbyt ciepłym i suchym pomieszczeniu, oraz pijąc zbyt małą ilość płynów, wysychają nam i nieefektywnie nawilżają się błony układu oddechowego. Także pęcherzyki płucne stopniowo zmniejszają swe zdolności do efektywnego rozszerzania się i kurczenia. Pęcherzyki płucne rozszerzają się po to, aby w zależności od aktywności fizycznej organizmu dostarczać do krwi odpowiednią ilość tlenu, oraz oczyszczać organizm z dwutlenku i innych zanieczyszczeń wprowadzanych do płuc podczas oddychania. Gdy śpimy lub siedzimy organizm nie potrzebuje dużo tlenu gdyż nie jesteśmy aktywni, zatem pęcherzyki mniej się rozszerzają. Gdy zaczynamy chodzić, bardziej się rozszerzają. Gdy biegamy, rozszerzają się coraz więcej. Gdy siadamy, ponownie się obkurczają by nie wprowadzić do organizmu zbyt dużej ilości tlenu i nie wyrządzić nim organizmowi szkody. (Aby dalej czytać i zrozumieć dalsze informacje o chorobach płuc, kto nie przeczytał jeszcze rozdziału pt. „Adaptacja” to powinien go przeczytać.) Jeśli mamy pracę siedzącą czy inną, która przez osiem godzin ogranicza naszą ruchomość, a potem w domu dalej siedzimy przed telewizorem czy komputerem to rozleniwiamy organizm, zatem także i płuca „leniuchują”. Taki styl życia prowadzi dziś niemal cała młodzież, a nawet dzieci. Jeśli postępujemy tak tygodniami, miesiącami czy latami, wówczas organizm „dochodzi do wniosku”, że już stale będzie tak pracował więc poprzez proces adaptacyjny coraz bardziej obkurcza pęcherzyki płucne. Organizm jednak sprzeciwia się takiemu postępowaniu ponieważ chce jednak trwać, kieruje więc do psychiki człowieka bodźce, które kuszą go do sięgnięcia po jakieś używki, po to, aby szybko i skutecznie pobudzić krążenie i zmusić pęcherzyki płucne do większego skurczu i rozkurczu by organizm pozyskał więcej tlenu i lepiej funkcjonował. Często jest to zapalenie papierosa lub wypicie alkoholu. Trzeba wiedzieć, że alkohol jak i zapalenie papierosa nie uaktywnia pracy płuc lecz najpierw przyśpiesza pracę serca, co z kolei przyśpiesza krążenie krwi, gdyż szybsze krążenie pozwala na lepsze utlenowanie hemoglobiny i szybsze wydalenie trucizny znajdującej się w krwi. Dzieje się tak, pomimo, że nie jesteśmy aktywni. Macie więc odpowiedź dlaczego już dzieci, a nie tylko młodzież sięga po używki, a nie tylko kierowcy, którzy jadąc bez odpoczynku na dłuższej trasie stają się ospali i sięgają po papierosy, a bywa, że i po alkohol. Podobnie działa też organizm lekarzy chirurgów podczas długotrwałej operacji. Chyba dlatego panowało potoczne przekonanie, że chirurdzy częściej piją alkohol. Obecnie, dzięki nowoczesnym metodom operacyjnym podczas których operowanych pacjentów można znacznie dłużej przetrzymywać w uśpieniu, znieczuleniu, czy krążeniu pozaustrojowym, sytuacje takie zdarzają się sporadycznie. Gdy palacz zapali papierosa i zaciągnie się dymem, organizm poszerza pęcherzyki płucne po to aby mógł poprzez większą przestrzeń zrekompensować niedobór tlenu, a równocześnie pozbyć się dymu i toksyn papierosowych. Organizm uaktywnia się wówczas w podobny sposób jak np. podczas biegania. Palacz zaczyna czuć się lepiej, lecz po pewnym czasie znowuż jest gorzej, zatem po kolejnych godzinach nużącego siedzenia sięga po kolejnego papierosa. Gdy postępuje tak systematycznie, obronna, choć zdawało by się podstępna adaptacja tylko na to czeka. Więc powoli i stopniowo organizm przyzwyczaja się do życia z tą ułomnością. Z biegiem czasu palacz potrzebuje coraz większego pobudzenia, mięśnie ma zbyt słabe aby biegać, zatem pali coraz więcej. Pęcherzyki płucne coraz bardziej się poszerzają, a ponieważ system informacyjny w połączeniu z psychiką wiedzą, że za chwilę nastąpi taka sama sytuacja, zatem stopniowo utrwalają coraz mniejszy skurcz. (Podobnie dzieje się z tętnicami i naczyniami krwionośnymi czy mięśniem sercowym w przypadku ich niewydolności o czym przeczytacie w rozdziale pt. „Przyczyny niewydolności pracy serca oraz jak sam możesz te przyczyny usunąć”.) W końcu skurcze ograniczają się do tak niewielkiej różnicy pomiędzy rozkurczem, iż tworzy się rozedma płuc i aby delikwent się nie udusił lekarze zalecają mu oddychanie skoncentrowanym tlenem. Koncentracja ta z biegiem czasu w miarę pobierania tlenu musi być coraz wyższa. Pęcherzyki płucne otrzymując wysoko skoncentrowany tlen nie wracają do prawidłowych skurczów i rozkurczów gdyż przyswajają go zmniejszoną powierzchnią, zatem gdy przestajemy pobierać tlen pęcherzyki nadal ograniczają jego wchłanianie. W końcu pacjent pomimo, iż jest pod tlenem coraz bardziej dusi się i pod tlenem umiera. Stężenie tlenu w powietrzu atmosferycznym wynosi około 21%. Zakupiłem tlenomierz i sprawdzałem faktyczną Ilość tlenu w powietrzu w różnych porach dnia, nocy i roku, gdyż oprócz korzystania przez pacjentów z materaca postanowiłem umiejętnie wykorzystać te różnice poziomu tlenu w celu przywrócenia naturalnych skurczów i rozkurczów pęcherzyków płucnych. Zakupiłem też pulsooksymetry by wraz z zatrudnianymi lekarzami i pielęgniarkami sprawdzać pacjentom wysycenie tlenu w tkankach obwodowych i wychwycić te zależności w przypadkach różnych chorób. Po przeprowadzeniu wielu tysięcy obserwacji pozyskałem dużą wiedzę na temat tych zależności. Wykorzystując nabytą wiedzę dopracowałem swoją metodę i mogłem powodować by efektywniej zmniejszały się, a nawet znikały wszelkie blizny, tak zewnętrzne jak i wewnętrzne, także blizny pozawałowe serca. Również osoby, które oczekiwały na transplantację serca i miały około 18 pulsów na minutę, po kilku dniach miały już około czterdzieści uderzeń i nie musieli poddawać się transplantacji. Jeśli przeczytaliście rozdział pt. „Adaptacja” to zapewne zrozumieliście dlaczego dinozaury rosły do tak potężnych rozmiarów. Nierzadko też przyczyną niewydolności oddechowej jest nadmierna ilość śluzu wydzielanego przez oskrzela, lub zbyt dużej jego lepkości czy gęstości co jest powodem obklejania tak oskrzeli jak i pęcherzyków płucnych, a tym samym prowadzi do ograniczenia wchłanianego tlenu. W wyniku czego dzieci, które najczęściej chorują na mukowiscydozę, topią się we własnych śluzach. Udowodniłem też, że przyczyną nadmiernego wydzielania się tego śluzu są zakłócenia chemicznych i nerwowych sygnałów informacyjnych, które są odpowiedzialne za tworzenie się lub powstrzymywanie wytwarzania śluzu. Jedne sygnały informacyjne uaktywniają wytwarzanie śluzu, a drugie gdy jest go już odpowiednia ilość wstrzymują jego wydzielanie. Odpowiednia ilość i lepkość śluzu jest w płucach niezbędna, również po to aby zmniejszyć tarcie, tak w płucach jak i w oskrzelach, suchego czy szorstkiego powietrza, oraz aby systematycznie oczyszczać organizm z zanieczyszczeń wdychanych z powietrzem poprzez wykrztuszanie. Nadmierna ilość śluzu powodują też infekcje bakteryjno wirusowe, które wprowadzamy z powietrzem podczas oddychania, a które tworzą tam sobie siedlisko gdyż osłabione płuca nie są w stanie ich wydalić, a układ immunologiczny zniszczyć. Długotrwałe zaburzenia śluzowe prowadzą do wielu chorób, między innymi do torbielowatych zwłóknień (mukowiscydoza). Czytaj rozdział pt. „Choroby płuc”. Wrócę do wyjaśniania sygnałów informacyjnych, które w tym przypadku można porównać do termostatu. Gdy nastąpi awaria termostatu i czujnik nie wyłączy grzania wody, wtedy woda zagotuje się i ciśnienie wody rozerwie zbiornik. Gdy natomiast termostat zbyt wcześnie wyłączy grzanie, to woda nie dogrzeje się do żądanej temperatury (ponownie odsyłam do rozdziału „Komunikacja komórkowa”). Jestem przekonany, że teraz już wiecie, iż niedotlenienie organizmu wynika z zakłóceń sygnałów informacyjnych odpowiedzialnych za efektywne dostarczanie tlenu do organizmu, które sami nieświadomie powodujecie, a postępując tak często, sami systematycznie choć bezwiednie utrwalacie te błędy. Zapamiętajcie, że objawy niemal każdej postępującej choroby, a szczególnie miażdżycy, jest to rozpaczliwy „krzyk organizmu lub konkretnego narządu o tlen”!
Zrozumieliście teraz dlaczego profesor Antoszewski częściowo miał rację zarzucając lekarzom na sympozjum, iż zabijają pacjentów tlenem? Jeszcze raz podkreślam, że nie czynią tego świadomie, a tym bardziej z pełną premedytacją. W tym miejscu opiszę w jaki sposób powodowałem, iż pacjenci, nawet ci którzy już niemal całą dobę musieli być pod tlenem, mogli całkowicie i to zazwyczaj w ciągu kilku dni odstąpić od pobierania tlenu i nie dusili się. (Proponuję abyście zapoznali się z rozdziałem pt. „Co to jest i jak działa metoda BEFT”.)
Zapoznając się z fizjologią człowieka na własny użytek, zauważyłem kolejny błąd lekarzy. Mianowicie, każdy z nas wie, że ludzki organizm częściowo wchłania tlen także poprzez skórę. Wykorzystując te zdolności organizmu opracowałem metodę wybiórczego dostarczania tlenu, a przy tym i składników odżywczych bezpośrednio do przestrzeni mózgowej. Metodą tą można też zwiększać przepływ krwi wybiórczo w dowolnie wybranym narządzie. Jak już wspomniałem, materac, który opracowałem powoduje delikatny ruch powietrza wokół ciała podczas spania. W najnowszym materacu BEFT opracowanym przeze mnie można regulować intensywność tego przepływu. Opracowałem go aby lekarze mogli regulować temperaturę ciała chorego przy ostrych stanach zapalnych czy też po operacji chirurgicznej. Każdy wie, że w lato czujemy się lepiej i jesteśmy zdrowsi. Dlaczego? Ponieważ bardziej odkrywamy ciało, zatem mamy lepszy dostęp powietrza i promieni słonecznych. Do opracowanej metody wprowadziłem zatem fotonoterapię, a także tlenoterapię komorową. Wprowadzając tlenoterapię komorową zrobiłem to w taki sposób aby uniemożliwić pacjentom wdychanie skoncentrowanego tlenu kierując go tylko do tkanek obwodowych. Przy tej okazji zastosowałem także baroterapię oraz detoksykację obwodową uaktywniając obwodowe gruczoły potowe do lepszego wydalania toksyn zalegających w tkankach obwodowych. Ponadto zalecałem pacjentom prosty sposób oczyszczenia organizmu z nadmiernej ilości bakterii i wirusów. Pacjenci kładli się na włączonym materacu w dość szczelnym worku foliowym, przy czym głowę pozostawiali na zewnątrz. Do worka pompowany był pod niewielkim ciśnieniem skoncentrowany tlen. To ciśnienie tworzyło wokół ciała zwyżkę ciśnienia barycznego, co pozwalało na niewielkie zwiększenie ciśnienia krwi, która dzięki temu była lepiej wysycana tlenem. Wiadomym jest, że podczas normalnego oddychania część wdychanego i przyswajanego przez płuca tlenu kierowana jest wraz z krwią do tkanek skórnych od wewnątrz. Dzieje się tak zwłaszcza zimą gdy ubieramy się szczelnie chroniąc się przed mrozem i ograniczamy dostęp tlenu. Gdy zatem do zewnętrznych tkanek skórnych pacjentów kierowałem skoncentrowany tlen i tkanki te pozyskiwały go pod niewielkim ciśnieniem z zewnątrz, wówczas organizm mógł oszczędzony tlen wewnętrzny, dotychczas kierowany do tkanek obwodowych od wewnątrz, skierować do lepszego wykorzystania przez narządy, które go potrzebują. Z rozdziału pt. „Moja historia oraz historia gliwickiego Instytutu”, zapewne pamiętacie, że szukając beznadziejnie ratunku dla swojego zdrowia u lekarzy, w 1989 roku zrozumiałem, że najistotniejszą funkcją żyjącego organzimu jest komunikacja komórkowa oraz wymiana tych informacji z otaczającymi je komórkami, z autonomicznym narządowym programem informacyjnym oraz z centralnym i obwodowym układem nerwowym. Bardzo istotne znaczenie ma obwodowy układ nerwowy, gdyż poprzez obwodowe zakończenia nerwowe (receptory) odbiera bodźce z otoczenia dzięki czemu organizm dostosowuje się do zmian zachodzących w otoczeniu. Przeczytajcie rozdział pt. „Co to jest i jak działa komunikacja komórkowa”. Wzmocnienie tej komunikacji powodowało właściwe rozpoznawanie przez centralny układ nerwowy priorytetów regulacyjno, obronno, naprawczych, dzięki czemu organizm zgodnie z nimi działał i zaczynał lepiej funkcjonować. (Można to zjawisko porównać z niesprawnym zawirusowanym programem w komputerze, do którego gdy ponownie wprowadzimy plik z programem odświeżającym, natychmiast zaczyna on poprawnie działać.) Organizm nie zadziała jednak tak jak komputer i natychmiast się nie „naprawi”, potrzebna jest do tego odpowiednia ilość czasu na utrwalenie adaptacyjne, lub napiszę bardziej prosto, potrzebuje czasu na nauczenie się określonych reakcji. Dokonując pomiarów tlenu obwodowego na palcach rąk pulsooksymetrem zauważyłem, że w pierwszych minutach początkowej fazy terapii, organizm znaczną część wewnętrznego tlenu oszczędzonego na tkankach obwodowych kierował do tkanek płuc, a potem do serca. Było to dla mnie zrozumiałe, gdyż wiadomo jest, że bez tlenu możemy żyć niewiele minut. Dlaczego kolejna reakcja objawiała się zwiększoną akcją serca, a nierzadko bywało, że równocześnie płuc i serca? Nieraz bywało odwrotnie, akcja serca oraz ilość przyswajanego tlenu obwodowego chwilowo się zmniejszały. Mierzyłem to ja i zatrudnieni przeze mnie lekarze lub pielęgniarki pulsooksymetrem. Zauważyłem, że po wzmocnieniu informacji, serce przepompowuje krew przez płuca nasycając ją tlenem i kieruje do tych narządów których układ nerwowy w porozumieniu z centralnym układem nerwowym uznały w danej chwili za priorytetowe w procesach regulacyjno naprawczych. Pacjentom którzy nie mieli dużych problemów z sercem czy płucami, zalecałem też podczas takiej tlenoterapii leżenie na klatce piersiowej, ponieważ obciążenie klatki piersiowej ciężarem ciała uaktywnia płuca do głębszego oddechu. Czasami bywało, że aby pobudzić sprężystość pęcherzyków płuc instruowałem pacjentów w jaki sposób mogą na krótki czas zakwasić organizm wydychanym dwutlenkiem i dlaczego to powinni zrobić. W znaczącej ilości przypadków chorobowych, pierwsze mocno zauważalne poprawy zdrowia nierzadko objawiały się w ciągu kilku godzin, a bywało, że i w ciągu kilkudziesięciu minut. Gdy płuca pozyskiwały coraz większą ilość wewnętrznego tlenu i tym samym wzmacniały komunikację komórkową, przepompowywały go także do tkanek pęcherzyków płucnych, które odzyskiwały wówczas zdolność do prawidłowego skurczu i rozkurczu. Dzięki temu spadało zapotrzebowanie na tlen skoncentrowany i chorzy mogli szybko ograniczać jego ilość. Natomiast zgodnie z moimi przewidywaniami, u pacjentów z zastojami flegmy samoistnie się ona uwalniała i pacjenci ją odpluwali, a nowa już się w nadmiarze nie gromadziła. Znowuż zadziałało wzmocnienie sygnałów informacyjnych, w tym przypadku informujących o optymalnej ilości poziomu śluzu. Chorzy, którzy przyjeżdżali do Instytutu, a wcześniej cały czas byli pod tlenem, zazwyczaj po kilku dniach nie musieli go już pobierać. Podkreślę, że w Instytucie nie było ani jednego przypadku by pacjent odstąpił od zażywania tlenu i z tego powodu miał jakiekolwiek problemy z oddychaniem. Lekarka pulmonolog z 40-to letnim stażem, która u mnie pracowała (najpierw była moją pacjentkom) nie mogła się nadziwić tak szybkiej poprawie. Gdy do mnie przyjechała, to tak jak i inni lekarze którzy się u mnie leczyli w ogóle nie wierzyła w to co jej mówiłem o tej terapii oraz na czym ją oparłem. Bywało, że lekarze, którzy się u mnie leczyli lecz nie podjęli pracy w Instytucie osobiście ponieważ pracowali gdzie indziej, szybko przekonywali się do mojej metody widząc naocznie wyniki. Nierzadko popadali w euforię i podczas grupowych spotkań przyznawali się, że są lekarzami. Euforia ta po kilku dniach u niemal wszystkich gasła, gdyż orientowali się, że przecież oni utrzymują się z chorób, a nie ze zdrowia pacjentów. Pewnie dlatego bardzo rzadko się zdarzało aby kierowali do mnie swoich pacjentów, nawet tych, którym nie mogli udzielić skutecznej pomocy. Wyobraźcie sobie co pomyślał by pacjent, gdyby lekarz kierując go do mnie mówił mu, że on nie może mu pomóc, a ja pomimo że nie jestem lekarzem, mogę temu pacjentowi skutecznie i szybko pomóc. Po prostu byłby to ogromny obciach dla jego prestiżu lekarskiego i dla całej medycyny. Gdy w gazecie jaką wydawał Instytut napisałem, że znany lekarz, który w klinice kardiochirurgiczej w Katowicach robotem kierowanym głosem wszczepia chorym bypassy, systematycznie kieruje do mnie chorych u których ingerencja chirurgiczna nie jest jeszcze potrzebna, wówczas spotęgowano na mnie nagonkę w wielu najbardziej liczących się mediach, a kardiochirurg ten przestał przysyłać swoich pacjentów. W następstwie mojej publikacji media, a zwłaszcza „Dziennik Zachodni” oraz telewizja, nasiliły walkę w zwalczaniu mnie.
Opiszę tu pewien incydent, który nastąpił po kilku miesiącach od pobytu na kuracji w Instytucie pewnej pacjentki z Gliwic, która niemal całą dobę musiała pobierać skoncentrowany tlen. Pacjentka ta gdy uzyskała w Instytucie rewelacyjne wyniki i wracając do domu odstąpiła od stosowania mojej metody myśląc, że tak już pozostanie. Pomimo, że podczas moich wykładów zawsze powtarzam, że to my swoim postępowaniem uczymy organizm adaptacji. Jeśli nauczymy go błędnych zachowań, to organizm nie tylko w taki właśnie sposób będzie działał ale będzie także poprzez naszą psychikę wymuszał na nas to błędne zachowanie. Jeśli pacjent będzie działał błędnie przez wiele lat i utrwali takie działania, to owszem można mu dość szybko przywrócić prawidłowe funkcje moją metodą. Pacjent musi jednak utrwalać zachowawczo te funkcje przez długi czas aż organizm zapomni stary i utrwali nowy poprawny proces informacjo zachowawczy i uzna go jako priorytetowy, a który to program zapomniał w wyniku naszych długotrwałych błędów zachowawczych. Niestety, chorzy gdy szybko poczują znaczną poprawę, to zazwyczaj uznają, że tak już pozostanie i odstępują od dalszego poprawnego zachowawczego utrwalania adaptacyjnego. Gdy ponownie wrócą do błędów, które spowodowały chorobę, wówczas organizm bardzo szybko ponownie powraca do błędnych zachowań objawiających się chorobą gdyż właśnie te zachowania uznaje za priorytetowe. Dlaczego? Ponieważ nie ukierunkowywany systematycznie pamięta bardziej utrwalone zachowanie i uznaje, że my jednak chcemy by nadal pracował na tym trwalej zapamiętanym przez niego poziomie adaptacyjnym. Błędy takie organizm utrwala nie tylko przez lata i pokoleniowo, ale coraz częściej bywa, że z powodu braku wiedzy ludzi oraz ignorowania swojego organizmu w coraz krótszym czasie. Medycyna dysponuje obecnie tak nowoczesnym sprzętem diagnostycznym, iż dzięki niemu może stwierdzić (a nie przypuszczać) nie tylko istniejące wady genetyczne, ale także te które mogą człowiekowi zagrozić w przyszłości. Wtedy lekarze uznają je zazwyczaj za naleciałości genetyczne. Moim zdaniem jest to błędne twierdzenie ponieważ większość tych wad, każdy może sam usunąć poprzez wzmocnienie komunikacji komórkowych. Znacznie korzystniej jest gdy chory stosując materac BEFTT jest pod nadzorem lekarza, natomiast nadzór lekarza jest niezbędny gdy chory zażywa leki. Aby uzyskać takie rezultaty trzeba równocześnie z tą metodą samemu wpływać na własne reakcje zachowawcze i utrwalać je, ponieważ każdy kolejny powrót do funkcji optymalnych będzie coraz trudniejszy, a potem stanie się niemożliwy. Kobieta, o której piszę, właśnie tak postąpiła. Nie kupiła materaca, ani też nie korzystała z opracowanej przeze mnie tlenoterapii, pomimo, że miała w domu własny koncentrator tlenu. Ponieważ mieszkała w Gliwicach, zatem zaproponowałem jej aby co drugi lub trzeci dzień dojeżdżała do Instytutu i bezpłatnie przez godzinę lub dwie skorzystała z terapii. Niestety, nie przyjechała ani razu. Dopiero po pół roku przyjechał do Instytutu jej mąż i zakupił materac, gdyż jak powiedział, żonie obecnie w ciągu kilku dni stan zdrowia znacznie się pogorszył i leży pod tlenem. Gdy odpowiedział na moje pytania odnośnie stanu jej zdrowia, powiedziałem mu, że w takim stanie nie ma już szans na wyzdrowienie, nawet gdy kupi jej materac. Materac jednak kupił, lecz po kilku tygodniach przyjechał i poinformował mnie, że żona zmarła.
Drugi przypadek to mężczyzna z Gliwic ojciec pracownicy Urzędy Skarbowego w Gliwicach. Na kuracji w gliwickim Instytucie uzyskał wspaniałe wyniki, zatem gdy zakończył kurację kupił sobie materac i stosował go w domu. Po kilkunastu dniach przyjechała rodzina tego pacjenta z materacem oraz żądaniem zwrotu pieniędzy, ponieważ ojciec zmarł. Dowiedziałem się na co zmarł. Otóż na zapalenie płuc. Przyczyna tego była bezsprzeczna. Nastawiał on sobie wysokie nastawy materaca i nadmiernie pobudzał metabolizm. Gdy było mu zbyt gorąco postanowił się ochłodzić. Z ochłodzeniem tym przesadził, zatem doprowadził do znaczącego przeziębienia. Zamiast zgłosić się do lekarza postanowił wyleczyć się materacem, co w ostrym stanie choroby nie jest możliwe. Gdy zabrano go do szpitala było już za późno na ratunek. Te opisy oraz opisy w innych rozdziałach były niezbędne po to abyście zrozumieli, iż wobec wzmocnionych działań regulacyjnych organizmu trzeba być konsekwentnym i ostrożnym, bo tak naprawdę to my wybieramy zdrowie lub choroby i przedwczesną śmierć. Szczególnie konsekwencja ta dotyczy ludzi starszych i/lub mocno schorowanych, gdyż organizm ludzki jest tak zaprogramowany, iż czując swą starość i niemoc wyzwala w psychice człowieka destrukcyjne psychologiczne reakcje zachowawcze, których zadaniem jest szybsze doprowadzenie się organizmu do śmierci. Po prostu przyroda nie akceptuje osób nadmiernie ułomnych gdyż nie są jej potrzebni. Korzystając z nowoczesnej medycyny oraz mojej metody w tym z własnego systemu zachowawczego możemy jednak przezwyciężyć prawa przyrody i żyć zdrowiej oraz znacznie dłużej. Leczyły się u mnie także osoby, które miały ponad dziewięćdziesiąt lat, a osób w wieku pomiędzy osiemdziąt lat a dziewięćdziesiąt było ponad dwieście. Byli tacy którzy przyjechali z krajów europejskich. Wszyscy oni uzyskiwali niespodziewane dla nich wyniki. Jeszcze raz powtórzę, że można uzyskać jeszcze lepsze rezultaty gdy do leczenia włączy się objawowe leczenie medyczne przez leczącego lekarza. Przypomnę, że w moim Instytucie zatrudniałem także lekarzy, którzy w miarę poprawy stanu zdrowia pacjentów, zmniejszali, zmieniali lub nawet wycofywali im pobierane leki. Bez ich pracy, w przypadkach ciężkich chorób nie byłbym w stanie pomóc tym chorym ponieważ nie jestem lekarzem, zatem nie znam się na lekach. Gdy o tym napisałem w gazecie, Prezes Śląskiej Izby Lekarskiej zaczął ścigać tych lekarzy i karać za to, że pracują u mnie w Instytucie. Gdy jedna z lekarek napisała do Śląskiej Izby Lekarskiej pisząc o rezultatach jakie uzyskują chorzy w gliwickim Instytucie i proponując, że przekaże swe doświadczenia wskazanym przez Izbę lekarzom, to zamiast podjąć z nią współpracę, zawezwano ją do Śląskiej Izby Lekarskiej i ukarano. Lekarka ta, była tym ogromnie zbulwersowana, więc odwołała się od tej kary. Niestety karę tą podtrzymano. Pomimo to lekarka ta nadal pracowała u mnie w Instytucie. Dlatego pamiętajcie aby oprócz leczenia leczącego was lekarza konsekwentnie je wzmacniać nie tylko materacem BEFTT, ale także własnym działaniem zachowawczym i koniecznie gimnastyką, gdyż organizm został stworzony do ruchu, a nie siedzenia czy leżenia. Niegdyś, ale w obecnym już ustroju, w telewizji w Polsce kilkakrotnie pokazywano, jak w ówczesnych Chinach, pracownicy w zakładach pracy stawali obok stanowisk pracy i przez chwilę wykonywali ćwiczenia gimnastyczne. Ówczesne władze Chin rozumiały, że aby pracownik nie popadał w monotonię pracy i był wydajniejszy, uznawały za słuszne pobudzenie w ten sposób krążenia w ich organizmach. W Polskiej telewizji pokazywano to i komentowano w tonie ironicznym, a telewizyjnie kształtowana psychika Polaków powodowała, że nieświadome i posłuszne mediom społeczeństwo z tego się śmiało… W obecnych, po części kapitalistycznych Chinach pewnie już tego się nie praktykuje, ponieważ media tego nie pokazują.
W efektywnym oddychaniu istotną rolę pełnią kanały nosowe, pod warunkiem, że któregoś kanału nie ogranicza krzywa przegroda nosowa. Zauważyłem, a wy też zwróćcie uwagę, że podczas oddychania ciśnienie wydychanego powietrza w obu kanałach nosowych nie zawsze jest jednakowe. Dlaczego? Ponieważ są one swego rodzaju zaworami. Płuca i oskrzela muszą się oczyszczać, aby mogły to robić intensywniej muszą co pewien czas zwiększać ciśnienie oddechu, raz w jednym, a raz w drugim płucu. Pomimo, że kanały nosowe są połączone to jednak ciśnienie w obu płucach nie zawsze jest jednakowe. W tym celu autonomiczny system informacyjny płuc i oskrzeli przekazuje do centralnego układu nerwowego informację o konieczności ich przeczyszczenia poprzez intensywniejszy wdech i wydech. W odpowiedzi centralny układ nerwowy na pewien czas obkurcza jeden kanał nosowy, wymuszając na naszej podświadomości konieczność głębszego oddechu. Jedno z płuc intensywniej wypełnia się powietrzem i intensywniej to powietrze wydmuchuje. Potem tak samo dzieje się z drugim kanałem nosowym i drugim płucem itd. Jak sprawdzić czy macie krzywą przegrodę, czy też akurat obkurczył się wam jeden z kanałów nosowych? Należy delikatnie przytkać palcem jeden kanał nosowy, przytykając dziurkę nosa od dołu, tak aby nie zdeformować uciskiem drugiego kanału. Następnie wykonać kilka równych oddechów obserwując intensywność wydychanego powietrza. Potem powtórzyć to na drugim kanale nosowym. Jeśli zauważacie różnicę w ciśnieniu wydychanego powietrza, oznacza to, że kanał nosowy o zmniejszonym przepływie jest chwilowo obkurczony. Po kilku lub kilkunastu minutach proszę powtórzyć te same czynności. Jeśli ciśnienie nadal w tym samym kanale jest słabsze, wówczas powtórzyć tą samą czynność po kilku godzinach. Jeśli nadal jest tak samo może to wskazywać na kilka przyczyn. Pierwsza, to zbyt sucha błona śluzowa w kanale nosowym zmniejsza sprężystość kanału. Druga, adaptacyjne obkurczenie przegrody nosowej. Trzecia, może to być jakiś problem z płucem, które pozyskuje zwiększoną ilość tlenu przez kanał nosowy. Czwarta, krzywa przegroda nosowa. Piąta, niedrożność zatok czołowych. Co w poszczególnych przypadkach należy zrobić? Przyczyna pierwsza i druga, przepłukać błonę śluzową, a następnie nasmarować ją np. wazeliną zakupioną w aptece. Przebywać, a zwłaszcza spać w chłodnym pomieszczeniu, a jeśli macie centralne ogrzewanie i powietrze jest suche systematycznie nawilżać mieszkanie. Pić odpowiednią ilość napojów. Trzecia, czwarta i piąta, zgłosić się do lekarza i powiedzieć mu o tym problemie. Może to być też niedrożność nerwu z powodu ucisku mięśniowego lub międzykręgowego. Należy wówczas wykonywać ćwiczenia opisane i naszkicowane w tej książce w rozdziale „Leczenie pozycjami” i/lub zgłosić się do rehabilitanta na masaż mięśni kręgosłupa. Utrzymywać wyprostowaną pozycję podczas siedzenia i spania. Bardzo dobrze wyrównuje się ciało na moim nowym materacu, bez względu na pozycję, w której się śpi. Leże łóżka powinno być uniesione od strony głowy trochę wyżej. Można też uszyć lub zakupić wyciągi na nogi i ręce i zamocować je po dwa od strony głowy i dwa od strony nóg. Następnie wyciągi te zamocować za łokcie i za kostki nóg. Rysunek znajdziecie w rozdziale „Leczenie pozycjami”. Wyciągi te nie mogą być wykonane ze sztywnych połączeń tak jak profesjonalne lecz z gumowych gdyż wyciągając się na sztywnych połączeniach możecie nadwyrężyć czy nawet naderwać mięśnie, ścięgna czy więzadła. Gumowe natomiast są elastyczne i poddają się podczas wyciągania.
Wiadomym jest, że podczas snu płycej oddychamy, i równocześnie spowalnia się metabolizm, gdyż nie jesteśmy aktywni, a organizm pobiera mniejszą ilość tlenu. Pamiętajcie, że przed snem powinniście sprawdzić drożność kanałów nosowych oraz dostarczać więcej tlenu do tkanek obwodowych. Podczas tlenoterapii w czasie snu powinniśmy zakładać koszulkę z golfem przykrywając tylko ramiona, szyję i górną część kręgosłupa. Oczywiście należy wtedy spać w optymalnej temperaturze otoczenia od 16 do 18 0C. Można uciąć nożyczkami koszulkę na wysokości piersi. Następnie trzeba doszyć ocieplenie np. z koca z mokrofibry, w okolicy ramion, szyi oraz górnej części kręgosłupa. Ocieplenie w tych miejscach należy doszyć dlatego, ponieważ podczas snu odkrywamy szyję i ramiona. Spowolnione podczas snu krążenie w niewystarczający sposób ociepla te tkanki, co z biegiem czasu powoduje przykurcz mięśni ramion, karku oraz szyi, to z kolei powoduje ucisk unerwienia przebiegającego przez te mięśnie. Bywa to też przyczyną niedokrwienia rąk co powoduje inne konsekwencje z tego płynące, np. drętwienie rąk, cieśń nadgarstków i/lub skurcz palców, problemy niedokrwienne stawów dłoni lub uzewnętrznianie się żył. Należy włączyć materac według wskazań w instrukcji. Po godzinnym naciągu zdjąć wyciągi, ułożyć się wygodnie i spać. Należy wiedzieć, że podczas snu powinniśmy się obracać gdyż leżąc długo na jednej stronie powodujemy spływanie toksyn na tą stronę i tworzy się tam ich zastój. Długie i częste takie zastoje powodują, że toksyny atakują tkanki, czy też kości. Śpiąc długo na jednym boku grupujemy te toksyny w okolicach szyjki kości głowy udowej i głowy udowej co w konsekwencji prowadzi do gorszego ich odżywiania i zrzeszotnienia. Lekarze nie mówią o tym pacjentom gdyż sami o tym nie wiedzą, ale problemy ze zwyrodnieniem czy zrzeszotnieniem szyjki i głowy udowej bardzo często mają taką przyczynę. Toksyny atakują bowiem także układ nerwowy, który przebiega w tkankach około biodrowych, w których gromadzą się toksyny. Przykład: Jeśli do butelki wlejemy zanieczyszczoną wodę, potrząśniemy nią i postawimy, wówczas zanieczyszczenia spłyną na dolną stronę butelki. Gdy ją ułożymy w innej pozycji, to zanieczyszczenia zawsze spłyną na jej dolną część. Tak właśnie dzieje się z naszym organizmem. Jeśli o tym wiecie i będziecie konsekwentni w wykorzystywaniu powyższych wskazówek, to nie będziecie mieli problemów, które opisałem w niniejszym rozdziale.